Search

MIEJSKI CHILL + KONKURS

Posted on Tuesday 24 May 2016
Photos: Jey Wild

Dress | Sukienka: New Look
Shoes | Tenisówki: Keds




Miejski rower był moim marzeniem od kilku sezonów. Utrzymany lekko w stylistyce retro, w miętowym kolorze i z koszem wypełnionym kwiatami, model Virginia 5 marki Le Grand okazał się idealnym wyborem :) Wizualna strona tego roweru nie jest jego jedyną zaletą.
Virginia 5 to najwyższy model z linii Originals, który posiada 7 biegów oraz ręcznie wykonane skórzane siodło i chwyty marki Brooks, które zapewniają niezwykły komfort jazdy. Dużym atutem roweru jest również piękny wiklinowy koszyk, który nadaje mu romantycznego charakteru i jest zarazem bardzo praktyczny. Na stronie marki LeGrand znajdziecie wiele innych równie pięknych modeli. Mnie jednak zauroczyła utrzymana w holenderskim stylu rama oraz piękny oryginalny kolor! Podczas pierwszej jazdy z wiatrem we włosach Wrocław nabrał zupełnie nowego wyrazu, a ja nie mogę się doczekać kolejnych wycieczek! Mam też dla Was obiecaną niespodziankę, czyli konkurs, w którym do wygrania jest rower marki Le Grand Virginia 3 w cudnym pastelowo różowym kolorze :) Waszym zadaniem jest napisanie komentarza pod postem: Opisz swój wymarzony dzień na rowerze miejskim. Macie czas do 5 czerwca! Zwycięzca zostanie wyłoniony na podstawie najciekawszego wpisu. Powodzenia!

Regulamin Konkursu 
___________________

10.06.2016

WYNIKI KONKURSU 

Kochani! Jestem pod ogromnym wrażeniem wszystkich Waszych wpisów konkursowych i bardzo dziękuję za tak wiele zgłoszeń! :) Przyznam szczerze, że miałam kilku mocnych faworytów, ale wspólnie z przedstawicielem marki Le Grand udało nam się wyłonić zwyciężczynię, którą jest Daria Moneta. Gratulacje! W poniedziałek zostanie wysłany mail w celu ustalenia adresu wysyłki oraz pozostałych formalności. Wszystkim pozostałym jeszcze raz dziękuję za świetne wpisy!








« Newer Post Older Post »

133 comments

  1. wow jakie cudowne zdjęcia !!! piękny rower i stylizacja <3

    ReplyDelete
  2. pod tym postem?

    ReplyDelete
  3. W przejażdżkę rowerem miejskim wybrałabym się do mojego domu rodzinnego. Teraz mieszkam w centrum miasta a moi rodzice mieszkają na przedmieściach, jakieś 10 km dalej. Bardzo lubię tam wracać gdy mam choć trochę wolnego. Odwiedzam moich rodziców. Tak jak kiedyś, tak i teraz Mama przyrządza pyszne naleśniki, racuchy i ciasta z owocami. Nikt na świecie nie robi tak pysznych dżemów, musów i zupy pomidorowej. Cudowny zapach wydostający się z kuchni roznosi się po całym domu. Wsiadam więc na rower i jadę. Niedaleko domu rodziców jest pole gdzie latem zbieram truskawki, rwę porzeczki, czereśnie i maliny. Obok pola znajduje się wąwóz gdzie często bawiłam sie w chowanego. Oczywiście pojadę tam na moim stylowym rowerze. Pięć kilometrów dalej jest miejscowość gdzie znajdują się ruiny zamku. Tam też się wybior. Zabiorę ze sobą aparat fotograficzny który schowam do koszyka rowerowego. Zrobię parę ciekawych zdjęć. Tu jest taka cisza, spokój i czyste, swieże powietrze. Czas płynie wolniej, ludzie żyją jakby w mniejszym tempie, nie spieszą się tak. Czas spędzony na przejażdżce rowerowej do mojego rodzinnym domu to dla mnie powrót wspomnień, ucieczka od problemów dnia codziennego, chwila relaksu i moment wytchnienia. Stylowym, miejskim rowerem wybrałabym się właśnie tam. Tak wyglądałby mój wymarzony dzień na rowerze.

    ReplyDelete
  4. A ja tradycyjnie mam słabość do dodatków..śliczna torebka ;-)

    ReplyDelete
  5. Kochana jak zawsze strzelilas wszytsko genialnie!!!! Brawo!

    ReplyDelete
  6. Pięknie jak zawsze! ;*

    ______________________
    PERSONAL STYLE BLOG
    http://evdaily.blogspot.com

    ReplyDelete
  7. Lovely pics dear!

    http://beautyfollower.blogspot.gr/

    ReplyDelete
  8. Ahhhhh właśnie jestem w trakcie poszukiwania takiego roweru! Pasja do podróżowania rowerem zrodziła się u mnie już bardzo dawno ze stylu życia i potrzeby wolności. Marzę o wycieczkach już nie na ciężkim sportowym rowerze, ale delikatnym retro Le Grandzie. Mój wymarzony dzień na tym cudownym rowerze rozpocząłby się pod moją kamienicą, której urok idealnie wpasowuje się w klimat retro. Przed budynkiem biegnie długa aleja drzew, którą jechałabym bardzo wolno rozkoszując się świeżą morską bryzą. Na wiosnę, gdy kwitną kwiaty i słychać wokół śpiew ptaków, można poczuć się tutaj jak w baśniowym parku, choć mieszkam niemal w centrum miasta. Następnie klucząc zabytkowymi uliczkami, aby ominąć najbardziej hałaśliwe dzielnice, jechałabym oczywiście prosto nad piękne polskie morze! Zrobiłabym chwilę przerwy na ławce w parku i jedząc najlepsze waniliowe lody w Trójmieście rozkoszowałabym się odgłosem trzepotu skrzydeł łabędzich na tafli wody pobliskiego jeziora. Następnie ruszyłabym w kierunku bulwaru nadmorskiego i poruszając się moją ulubioną ścieżką rowerową mknęłabym przez Gdańsk, Sopot, aż do Gdyni, w stronę pięknych skalistych klifów z bujną roślinnością. Ten odcinek trasy wolę pokonywać nieco szybciej. Uwielbiam, gdy pędząc wśród tłumów turystów słyszę śmiech dzieci, szczekanie psa, jednym okiem mogę dostrzec wznoszące się kolorowe paralotnie na czystym niebie i przepiękne motyle latające tuż obok mnie. Obowiązkowo w Sopocie zrobiłabym dłuższą przerwę na pysznego grilowanego łososia z frytkami w moim ulubionym barze. Siedząc na zewnątrz budynku przy nieskazitelnie białych stolikach nie tylko można zjeść wyśmienitą rybę, ale również przyglądać się modnie ubranym ludziom, często znanym celebrytom przybywającym do nadmorskiego kurortu, jakim jest Sopot. Mogłabym siedzieć w tym miejscu godzinami i obserwować eleganckie Panie, które idąc na plażę potrafią zrobić prawdziwy pokaz mody najnowszych trendów :) Po południu ruszyłabym leniwie w dalszą podróż, po drodze mijając Operę Leśną, gdzie mieli okazję wystąpić między innymi Brian Adams oraz Whitney Houston. To właśnie ich melodie lecą w moim odtwarzaczu, kiedy mijam najdłuższe drewniane molo w Europie oraz krzywy domek. Z centrum Sopotu do Gdyni Orłowa wiedzie wąska, urocza droga rowerowa. Na orłowską plażę dojeżdżam niemal natychmiast. Przed wejściem na plażę zamawiam na wynos pizzę hawajską w tej samej restauracji od kilku lat i udaję się na piaszczyste wybrzeże. Gorący delikatny piasek jest łaskawy dla roweru i mogę spokojnie wprowadzić go na plażę, opierając o najbliższe lekko skrzywione drzewo przy dość stromym klifie. W wiklinowym koszyku zabrałabym ze sobą świeże owoce, sałatkę grecką oraz białe słodkie japońskie wino <3 Siedząc na miękkim kocyku oglądałabym zachód słońca. Magia kolorów nieba w wieczornych godzinach sprawia, że jest to moje ulubione miejsce w Gdyni. Morze, las i przestrzeń- pozwalają mi zrelaksować się po ciężkim tygodniu i nabrać sił na kolejny. Lekkie zmęczenie zostaje pokonane przez niezmierną satysfakcję z przebytej trasy, a ja mogę spokojnie zasnąć na kocu opierając się o mojego wiernego Le Granda <3
    Paulina :)

    ReplyDelete
  9. Jeju, jak mi się marzy taki rower:) przepiękny jest i w ślicznym kolorze:)

    ReplyDelete
  10. Mój wymarzony dzień na rowerze spędził bym w towarzystwie mojej dziewczyny. Najprawdopodobniej pierw pojechalibyśmy na plaże tylko nie wiem czy tą w Sopocie, czy w Gdańsku. Pewnie posłuchałbym po drodze gadania mojej dziewczyny o planach na przyszłość rodzinie, dzieciach itp., itd :-). Ale przytakiwałbym jej na wszystko i próbował słuchać (bo ją of course kocham). Na plaży poszlibyśmy na lody, a najlepiej miętowe z kawałkami czekolady (i ja i ona je kochamy ;). Po lodach pojechalibyśmy spokojnym tempem w stronę Gdańska głównego, nie ma tam co prawda ścieżek rowerowych, ale jakoś dalibyśmy sobie rade. W gdańsku głównym jest restauracja, w której poznałem moją wybrankę, i zawsze tam chodzimy jak chcemy miło zjeść obiad. Po obiedzie wyruszylibyśmy na rowerach w stronę parku Oliwskiego. Park Oliwski to miejsce, które nas wycisza i możemy tam porozmawiać o wszystkim. Właśnie tam mam zamiar oświadczyć się mojej ukochanej :-). Resztę dnia spędzilibyśmy pewnie na plaży, i wtedy moglibyśmy planować wesele, założenie rodziny itp. itd. ;). Wydaje mi się, że do mieszkania wrócilibyśmy bardzo późną nocą, albo nad ranem. Tak właśnie mam zamiar spędzić mój wymarzony dzień na rowerach :-).

    ReplyDelete
    Replies
    1. This comment has been removed by the author.

      Delete
  11. Mój wymarzony dzień na rowerze spędził bym w towarzystwie mojej dziewczyny. Najprawdopodobniej pierw pojechalibyśmy na plaże tylko nie wiem czy tą w Sopocie, czy w Gdańsku. Pewnie posłuchałbym po drodze gadania mojej dziewczyny o planach na przyszłość rodzinie, dzieciach itp., itd :-). Ale przytakiwałbym jej na wszystko i próbował słuchać (bo ją of course kocham). Na plaży poszlibyśmy na lody, a najlepiej miętowe z kawałkami czekolady (i ja i ona je kochamy ;). Po lodach pojechalibyśmy spokojnym tempem w stronę Gdańska głównego, nie ma tam co prawda ścieżek rowerowych, ale jakoś dalibyśmy sobie rade. W gdańsku głównym jest restauracja, w której poznałem moją wybrankę, i zawsze tam chodzimy jak chcemy miło zjeść obiad. Po obiedzie wyruszylibyśmy na rowerach w stronę parku Oliwskiego. Park Oliwski to miejsce, które nas wycisza i możemy tam porozmawiać o wszystkim. Właśnie tam mam zamiar oświadczyć się mojej ukochanej :-). Resztę dnia spędzilibyśmy pewnie na plaży, i wtedy moglibyśmy planować wesele, założenie rodziny itp. itd. ;). Wydaje mi się, że do mieszkania wrócilibyśmy bardzo późną nocą, albo nad ranem. Tak właśnie mam zamiar spędzić mój wymarzony dzień na rowerach :-).
    W tamtym komentarzu zapomniałem się zalogować :-(

    ReplyDelete
  12. Byc moze to nic wielkiego, ale napędza moj każdy dzien spędzony tutaj, w Toskanii. Kiedy zachodzi slonce budzę sie do zycia i wtedy zaczyna sie moj wymarzony dzien na rowerze. Razem z moja drugą połówką przemykamy wspaniałe uliczki uroczych Włoch, mijamy lokalne restauracje i zabieganych ludzi, a promienie słońca przedostają sie przez ogromne drzewa. Ten klimat nie pozwala sie zatrzymać... Chcemy więcej! Mkniemy dalej, obserwując niesamowitą architekturę miasta, podziwiając liczne zabytki, a przy tym czując niepowtarzalny urok tego rejonu. Im dłużej jedziemy, tym ciekawsze widoki- nadszedł czas na ulubiony rejon córki winiarza, cudowne pola winogrona i ogromne winnice lokalnych przedsiębiorców. Nadszedł ten czas. Zatrzymujemy sie, aby podziwiać panoramę licznych pól i przepięknego miasta, tętniącego życiem 365 dni w roku. Wiatr plącze moje włosy i delikatnie kołysze moja zwiewna sukienkę, a moj mąż po prostu sie uśmiecha, co daje mi poczucie podwójnego szczęścia. Czas na nas, więc pędzimy kolejnymi małymi ścieżkami, które utwardzone są wyłącznie przez rolników. Zapach natury sprawia ze chce mi sie żyć jeszcze bardziej. Dojechaliśmy do naszego docelowego miejsca, czy możecie sobie wyobrazic jeszcze ogromne pole kolorowych tulipanów? To wszystko sprawia, ze osiągam maximum szczescia. Z mojego małego koszyczka na rowerze wyciągam lemoniadę, owoce i to jest ta chwila, w ktorej świat sie dla nas zatrzymuje. Nic więcej nam nie potrzeba. Ten widok nadrabia każde zmartwienie w naszym życiu. To bez wątpienia- NAJLEPSZY DZIEN W MOIM ŻYCIU.

    ReplyDelete
  13. wow, ale cuuudowne zdjęcia! *-* jaram się jak zawsze, a nawet bardziej. Rower rewelacja!

    Co tam dzień z takim rowerem.. mi by się przydał na całe życie! Nie tylko do przyjemnej rekreacji, ale także do ułatwienia sobie życia blogowego. Czasem bardzo trudno zgrać mi czas by zdjęcia wykonać w ciekawym plenerze, bo wszędzie muszę chodzić pieszo.. ale taki rower na pewno ułatwiłby sytuację! Nie tylko w poszukiwaniu tych miejsc, ale również w szybszym dostaniu się w ten wymarzony plener. Spokój wśród natury, ja, rower i aparat.. ah! przyjemne z pożytecznym - to jest to! a ILE to da radości i pozytywnej energii to już nie do opisania ;-)

    ReplyDelete
  14. Rower sprezentowałbym swojej najukochańszej dziewczynie Kasi na urodziny które ma 15 czerwca :) Za ok. dwa miesiące razem zamieszkamy więc moglibyśmy zacząć razem jeździć na wycieczki rowerowe :)
    Najpierw pojechalibyśmy na rowerze przez las w kierunku morza trasa liczy ok. 15km ale jest z górki :) Następnie wzdłuż plaży ścieżkami rowerowymi moglibyśmy przejechać od Gdańska po Gdynię. Na pewno zatrzymalibyśmy się w Sopocie, tam pierwszy raz się spotkaliśmy. Zawsze z chęcią wracamy w to miejsce. Powrót do domu byłby trochę trudniejszy cała trasa jest pod górkę, na pewno dalibyśmy radę. We dwójkę potrafimy zdziałać rzeczy które wydają się na pierwszy rzut oka niemożliwe. Oboje bardzo lubimy jeździć na rowerach więc wycieczek mielibyśmy mnóstwo, zwłaszcza że w naszej okolicy miejsc do zwiedzenia jest bardzo dużo jeziora, morze, lasy.

    ReplyDelete
  15. Jako totalnie ześwirowana osoba (dzisiaj na wycieczce pytali się co brałam, bo też chcą trochę :D ) nie mogłabym wybrać innego miejsca niż... KONIEC ŚWIATA! O tak! ''Jedziemy w podróż, na koniec świata, będzie zabawa, do białego rana''. Wzięłabym mój rower i ten wygrany od Ciebie, Merilku, zapakowałabym na niego mamę (bo to dla niej, marzy się jej), wzięłybyśmy czekoladę, picie i pojechałybyśmy na koniec świata. Tam rozkręciłybyśmy imprezę, jakiej ani początek, ani środek, ani koniec świata nie widział ;D W innym konkursie na Virginie (to chyba przeznaczenie, nie sądzisz, że po jednej porażce ty pokazujesz swój konkurs?) obiecałam, że pojedziemy na koniec tęczy, więc, gdy wszystkie jednorożce na końcu świata by już usnęły, w drodze powrotnej zahaczyłybyśmy o ten koniec tęczy - w końcu obietnicy się dotrzymuje! Oczywiście jako baaaaardzo grzeczne dziewczynki przed 22 byłybyśmy w domu. No... ale warunek jest jeden - jeszcze trzeba wygrać!
    P.S. - NAPRAWDĘ NIC NIE BRAŁAM!
    P.S2 - zdjęcia cudne <3

    ReplyDelete
  16. Hmmmm... Czy jeden dzień starczyłby, aby dostatecznie nacieszyć się tym cudem? ☺♥
    Myślę, że mój wymarzony dzień zacząłby się od pojechania po kwiaty do kwiaciarni (tak jak Ty marzę, aby jeździć tak pięknym retro-cudem z koszem pełnym kwiatów!)i do piekarni po coś, co dodałoby nie tylko energii, ale też uroku temu wszystkiemu. Niczym scena z jakiegoś romansidła ♥Aktualnie poszukuję takiego roweru, jednak ceny nie pozwalają mi na zakup takowego ☺ =( No więc... Co potem? Na pewno park! Ale taki pełen ludzi, gdzie jest wesoło, gdzie możesz po prostu z uśmiechem na twarzy wirować wkoło i uwydatniać wdzięki swoje i rzecz jasna roweru :) (W gruncie rzeczy - sam pomysł tego konkursu to świetna sprawa! Tak naprawdę, dopiero teraz rozkminiam, co bym mogła ciekawego robić! ☺ Merilek rozkręca wyobraźnię! Osooom! ♥) Potem pewnie chciałabym zrobić coś niebanalnego... Może... Na miejskim rowerze oddalić się od miasta? Może by tak zrobić naprawdę dłuuuuugą wycieczkę? ☺ Cóż - na takim rowerze to tylko przyjemność! Zapewne zapakowałabym tylko szybko wodę i coś do jedzenia, aparat, i ruszyła! Nieraz zdarzało mi się wypadać ze znajomymi na zorganizowane rajdy rowerowe, na których przejeżdżaliśmy chociażby 65 km ☺ Na takiej wycieczce jest co robić! Kiedy wróciłabym już z tak długiej przejażdżki, myślę, że około 18?, znowu ruszyłabym na rowerze w miasto. Wieczór, miejski szyk, miejski rower... Czy to nie idealne połączenie?! Myślę, że to byłby mój wymarzony dzień na miejskim retro-cudzie!
    PS.: Cudowne zdjęcia! ♥

    ReplyDelete
  17. Pięknie wyglądasz! Rower z koszyczkiem mi też chodzi po głowie ;)

    ReplyDelete
  18. gorgeous photography!!!
    www.kmeetsstyle.com

    ReplyDelete
  19. Wymarzony dzień to taki, gdzie zamiast zmartwień zawodowych i tych prywatnych zabrałabym koszyk wypełniony owocami, pięknym kocem, butelką wody dla ochłody, pojechała za wieś, bo tam zieleń piękna zawsze jest, znalazła pustą łąkę rozłożyłabym kocyk rower postawiła obok i zajadałabym się tymi cudownościami z koszyka, patrzyłabym w niebo i na rower, który mi się czasem śni już nawet, miało się taki za dzieciaka.. A teraz marzeniem jest to do spełnienia, idealnym by, więc było gdybym marzenie to taką podróżą spełniła.

    ReplyDelete
  20. Rower miejski to moje marzenie w tym sezonie:) Wymarzony dzień na rowrerze miejskim? Prosta sprawa(przynajmniej dla mnie:)) Zabrać ze soba dobry humor , moją miłość do koszyka, przekąski i gotowe! Wyprawa nad jeziorko rowerem przy pieknej pogodzie w doborowym towarzystwie to idelny pomysł na spędzenie czasu nie tylko miło ale i aktywnie! Jednak wydaje mi się że z takim cackiem nie można określić jednego dnia :)Jeśli chodzi o stricte wymarzony dzien na rowerku w 'mieście' to pewnie calymi dniami jezdziłabym szczęśliwa jak te dziewczyny w reklamach z koszykiem kwiatów owoców , machałabym ludziom i wszystkich zarażała pozytywną energia! Może mało 'szalone' może mało oryginalne ale przede wszystkim 'moje' a wazne żeby być szczęśliwym na swoj własny sposób:)!

    ReplyDelete
  21. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  22. Znasz ten stan, kiedy w ciągu dnia zdarzają się takie rzeczy, że czujesz, że tego jednego dnia los z Ciebie nie kpi a każda drobnostka wywołuje uśmiech na Twojej buzi? To właśnie byłby ten wymarzony dzień na rowerze miejskim ! : ) po pierwsze, cokolwiek by się nie działo, trzeba czuć się pięknie i swobodnie. Dobrane rzeczy i TEN ROWER to przepis na dobre samopoczucie. : ) można ruszać na wycieczkę rowerową. Dobra muzyka w słuchawkach i uśmiechy mijanych ludzi, i można realizować plan dnia. Aby wykorzystać w pełni rower powiązałabym ten dzień z obowiązkami i przyjemnościami. Jako architekt swoje realizacje mam w różnych miejscach miasta. Wybrałabym się w wycieczkę po każdej budowie aby sprawdzić postępy prac. Po drodze, zakupiłabym kwiaty (do koszyczka!!) i różne drobiazgi tak aby udekorować te realizacje, które wiążą się z projektowaniem wnętrz. Rower pozwoliłby mi na szybkie przemieszczanie się po mieście i przede wszystkim (!) połączenie pracy z aktywnością fizyczną, bo szczerze dość mam siedzenia przed komputerem(!!!) a niestety ta praca tego wymaga. Domy budują się w pięknych miejscach, podczas przejazdów między jednym a drugim mogłabym zatrzymać się i zebrać motywację i wenę z natury. Po zakończeniu wycieczki powiązanej z obowiązkami ruszyłabym w drogę powrotną zaliczając kilometry na ścieżkach rowerowych, których w moich Borach Tucholskich nie brakuje. : ) Niby nic a jednak dla mnie byłby idealny dzień. Praca, przyjemność, dobre samopoczucie. Twórcze myślenie dla architekta. Szczęście w czystej postaci. : )

    ReplyDelete
  23. To chyba najpiękniejszy rower na świecie <3

    ReplyDelete
  24. Wymarzony dzień na rowerze miejskim...to taki, który spedzam na samotnej podróży. Dużo ostatnio się u mnie wydarzyło a podobno samotna podróż pomaga;) nie mam odwagi i czasu na wyjazd z kraju więc taki trip kilku lub kilkunastu kilometrów - czemu nie!;) pewnie zatrzymałabym się w jakimś ładnym miejscu na piknik oraz próbowała złapać dystansu. Na pewno wrociłabym odnowiona, gotowa na wyzwania i nowy rozdział w życiu. pozdrawiam

    ReplyDelete
  25. Dzień dobry! Zaraz 9.00!
    ...
    Jest ciepły lipcowy poranek, otwieram jedno oko...nie mam pojęcia, gdzie jestem? Otwieram drugie oko, podnoszę się na łóżku... Ufff widzę mojego W. już wiem gdzie jestem. Właśnie dopływamy do brzegu, do przepięknej Karlskrony. Pogodę mamy jak na zamówienie - słonecznie, bez okruszka chmury.
    Po szybkim ogarnięciu zabieramy manatki i udajemy się do miejsca, gdzie spały nasze rowerki, Grażynka - piękna i śliczna, w kolorze orzeźwiającej cytryny oraz Heniek - maszyna W. w kolorze nieba nad naszą rodzinną Gdynią.

    Czekamy, czekamy, czekamy, czekamy
    Jeest otworzyli - ruszamy. Mapy spakowane, plan wycieczki w głowie, kosz piknikowy jest, prowiant jest, zapał i chęci są, uśmiechy są - WIĘC W DROGĘ! Ahoooj przygodo!

    Wsiadamy na swoje 4 koła, w koszyku zapasy i ruszamy. Najpierw naszym celem jest park Vamo. Mamy do niego około 9-10 km. Słońce dodaje nam energii, wiatr-skrzydeł.
    Na miejscu krótki odpoczynek, zwiedzanie skansenu i dalej w drogę.

    W naszej podróży po kolejnych 2 km docieramy na górę browarników. I tu przystajemy na dłuższą chwilę. Delektujemy nasze oczy widokiem na panoramę miasta. Widok zapiera dech w piersiach i powietrze w dętkach.

    Vamos! Ruszamy, bo do dzielnicy Bjorkholmen mamy jeszcze z 8 km, a trzeba będzie powrócić na prom powrotny!
    Już lekko zmęczeni, ale pozytywnie nastawieni dojeżdżamy do celu. Do dzielnicy, gdzie czas się na chwilę zatrzymał. Brzozowe wzgórze, bo to oznacza po polsku nazwa, skrada nasze serca w całości. Pełno małych, drewnianych i co najpiękniejsze - kolorowych domków, gdzie kiedyś mieszkali stoczniowcy. Pełno tu koloru, radości. Serce miasta.

    Zatrzymujemy się tu na dłużej. Bo grzechem byłobby zrobić inaczej. Na mojej Grażynce i Heniu objeżdżamy uliczkę po uliczce, alejkę po alejce. W ramach chilloutu rozkładamy kocyk na polance i delektujemy się spokojem jaki bije z tego miejsca.
    Posiłkujemy się i niestety ze łzami w oczach, ale radością w duchu wracamy na prom.

    Upsss musimy się spieszyć, bo nie będą na nas czekać!
    Z prędkością światła, niczym cytrynowo-niebieska strzała jesteśmy w porcie.
    Maszyny odstawione, a my z uśmiechem dookoła głowy wracamy do naszej Gdyni :)
    Rowerowelove miejskie wycieczki kolorowe zaliczone!

    Ot taki mój wymarzony, miejsko-rowerowy dzień w Karlskronie :)


    ReplyDelete
  26. cute outfit ! and these pictures look straight out of a magazine ! i love them

    http://www.carolinapinglo.com/

    ReplyDelete
  27. Zakochałam się w tej sukience!
    Uwielbiam taki miejski klimat :)

    ReplyDelete
  28. Mój wymarzony dzień: Ze snu budzą mnie promienie słoneczne, na zegarku dochodzi już 6 godzina. Niechętnie wychodzę z ciepłego łóżka i idę do łazienki. Po szybkim prysznicu i ubraniu się zbieram się do wyjścia. Czas zrobić zakupy na śniadanie, wsiadam na rower i jadę do pobliskiego sklepu osiedlowego. Wracam do domu naładowana pozytywną energią i wiatrem we włosach niosąc ze sobą pachnące pieczywko, którego aromat wypełnia cały blok. Z uśmiechem na twarzy witam sąsiadów i życzę im miłego dnia! Po szybkim śniadaniu zbieram się do pracy, oczywiście jadę rowerem, aby nie stać w porannych korkach. Do koszyka wrzucam szpilki, a na nogi zakładam wygodne trampki. Po 8 godzinach za biurkiem i walce z komputerem wracam do domu. Wiatr we włosach, świeże powietrze, aktywność fizyczna i endorfiny dają mi energetycznego kopa. Do pracy jechałam 15 minut, do domu wracam 4 godziny, po drodze odwiedzam swoje ulubione miejsca, m.in. park, butiki i kwiaciarnie. Z koszykiem zakupów i wrażeń wracam do domu po kolejnym dniu pracy. To był dobry dzień pooddychałam wiosennym powietrzem, naładowałam się pozytywną energią, spaliłam kilka kalorii i zaoszczędziłam sobie porannego stania w korkach. Dobrze choć na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości! Dzięki jeździe na rowerze znów mogę choć przez chwilę poczuć się jak mała dziewczynka. To bezcenne w tym zabieganych, pędzącym do przodu świecie. :) karolciuniuskaa@wp.pl

    ReplyDelete
  29. Jaki rower, taka wyprawa; taki też musi być właśnie „ten dzień”. A skoro rower jest miejski, to i wycieczka musi być taka sama, po miastach, ale tych najpiękniejszych, z własną tradycją, duszą, historią. Przebieram nogami i mknę wąskimi uliczkami Rzymu, aby zatrzymać się przy Koloseum i podziwiać jak delikatne promienie wschodzącego słońca ocieplają stare mury włoskiego teatru. Odwracam się i cóż widzę? Skąpana w słońcu wieża Eiffla, a pod nią najpyszniejsze francuskie naleśniki. Podjeżdżam nieśpiesznie i jednego z nich sprzedawca dla mnie pakuje. Czy może być piękniej? Pyszne jedzenie, cudowne widoki… Tak! Bo już za chwilę znów wsiadam na rower, mijam Sagrada Familia, a potem co sił w nogach wjeżdżam do portu, spoglądam w stronę Reales Atarazanas. Woda delikatnie chlupocze, jest pięknie, a Barcelona bez skrępowania odkrywa przede mną cały swój niesamowity urok. Spoglądam na rower i myślę dokąd teraz? Gdzie tym razem wspólnie pojedziemy…?

    Otwieram oczy. Przede mną rozciąga się Ostrów Tumski, a w Odrze odbijają się promienie zachodzącego słońca. Wymarzony dzień dobiega końca. Uśmiecham się lekko do siebie i myślę, że dobrze, jest wrócić do domu… :)

    ReplyDelete
  30. Jak wycieczka rowerem to we dwoje w Paryżu
    Gdzie wiatr niesie słodką woń anyżu
    Mademoiselle przysiadła na ławce, pudruje nos
    Monsieur mówi jej j’adore ściszając głos
    Les Champs Elysees w światłach tonie
    W tłumie splatają się zakochanych dłonie
    Znana aktorka poprawia szal w pepito
    Myśląc, że jest tu incognito
    Przystaniemy na chwilę naoliwić łańcuchy
    Zjemy makaroniki jak prawdziwe łasuchy
    Potem pora dalej ruszać w trasę
    Do zwiedzania mamy miejsc masę
    Na Place du Tertre amerykański turysta
    Pozuje do portretu, maluje artysta
    Mocnym zapachem paczula
    Dzielnicę Montmartre otula
    Amerykanin z niskim ilorazem
    Cieszy się pamiątkowym obrazem
    Do kieszeni wkłada małą figurkę
    Zalotnie poprawia fryzurkę
    Scenie z balkonu przygląda się kotka
    O spojrzeniu jak Bardotka
    A w Moulin Rouge can-cana
    Tańczą do białego rana.

    Natalia Lasek

    ReplyDelete
  31. Moj wymarzony dzien na rowerze miejskim? Razem z mezem i synkiem 2 letnim. Maż nie zrzędzi, syn nie marudzi. Nie zatrzymujemy sie co 5 min na : siku, kupke, picie,jedzenie. Pedzimy ile fabryka dała, czujemy wiatr we wlosach. Wolnosc. Zatrzymujemy sie zmeczeni jazdą na piknik. Mąż rozkłada koc, wyjmujemy prowiant. Następnie zajmuje się dzieckiem a ja... wyciągam książkę i czytam. Należy mi się. Po 2 latach papek, mleka, kupek... po 2 latach kiedy doslownie udzielilo mi sie odpieluchowe zapalenie mozgu. Zwykly rower, piknik i chwila wytchnienia. Tak dużo?
    ilona.wietrzyk@wp.pl

    ReplyDelete
  32. Czy opis może uzupełniać zdjęcie/garfika/film? Czy tylko zgłoszenia w formie słowa pisanego?
    Z góry dzięki za odpowiedź.
    Pozdrawiam,
    E

    ReplyDelete
  33. Love this outfit. Your dress is amazing and shooting too!!!
    Kisses from Italy and thank you for stopping at my blog,
    Eni

    Eniwhere Fashion
    Eniwhere Fashion Facebook

    ReplyDelete
  34. Mój wymarzony dzień na rowerze miejskim zaczynam od wyruszenia z mieszkania w centrum w stronę przedmieść, mijając po drodze poirytowanych i spóźnionych ludzi stojących w korku w swoim samochodzie. Ja się nigdzie nie spieszę. Jadę na piknik nad rzekę. Sama. Mam ze sobą kosz z owocami, świeżymi bułeczkami i kawą w termosie. Na miejscu rozkładam koc i w promieniach słońca czytam książkę, podgryzając moje przekąski. I nagle okazuje się, że wcale nie jestem sama. W to samo miejsce dotarł... DAWID PODSIADŁO. Mój ulubiony polski piosenkarz, który tak jak ja chciał spędzić dzień na łonie natury. Zamiast pojechać swoim rowerem dalej, zatrzymuje się i zagaduje (tak, on mnie, nie ja jego!). Okazuje się, że właśnie skończył czytać tę samą książkę, którą trzymam w dłoniach. Zaczynamy dyskusję - on nie zdradza mi zakończenia, ja częstuję go moim śniadaniem. Rozmawiamy jak starzy znajomi, a nie jak fanka z gwiazdą. Tak zlatuje nam popołudnie - a ponieważ oboje mamy dzień wolny, nie musimy jeszcze wracać do domu. Wsiadamy na swoje rowery i razem jedziemy z powrotem do miasta. Tu dołączają do nas kolejni znajomi. Okazuje się, że chociaż mieszkam tu całe życie, znajdą się jeszcze urokliwe miejsca, których dotąd nie znałam. Jeździmy przez wąskie uliczki, miejsca, z których widać całe miasto, śpiewamy, zatrzymujemy się w lodziarni. A wieczorem wracam do domu jak gdyby nigdy nic. To był zwykły dzień na rowerze, spędzony z moją ulubioną gwiazdą. Pomarzyć sobie można! :)

    ReplyDelete
  35. Wkońcu nadeszła sobota ukochana,
    po tygodniu pracy wyczekana,
    w domu kurz niech sobie jeszcze poleży,
    A wieża Eiffel z prania wypiętrzy,
    Tymczasem na tył rowera Virginia,
    zapinam mego syna,
    będziemy miejskie podróże odbywać,
    i do koszyka smakołyki kupywać!
    Różowym rowerem LeGrand,
    tak, co tydzień mama z synkiem!

    ReplyDelete
  36. Mój wymarzony dzień na rowerze miejskim to ten, w którym po objedzeniu się czekolady mógłbym pojechać z moją dziewczyną na rower. W końcu byłaby wniebowzięta, że te kalorie nie pójdą w uda ani brzuch :) A jeden rower w garażu...

    ReplyDelete
  37. Moim wymarzonym dniem byłaby wycieczka na rowerze po najpiękniejszym mieście w Polsce - Wrocławiu! Mieszkam w nim od ponad pół roku, jednak studiując nie mam wiele czasu na dłuższe wędrówki i zwiedzanie. Jeżeli uda mi się podnieść nos spoza książek i zeszytów to jedynym transportem, który wchodzi w grę, są moje własne nogi. A posiadanie roweru LeGrand (i to w moim ulubionym kolorze!) jest jednoznaczne z tym, że nie mogłabym odmówić przejażdżki na tak pięknym dwukołowcu i... w końcu odwiedziłabym najcudowniejsze zakątki miasta! A jest przecież co zwiedzać, prawda? ;)

    ReplyDelete
  38. Choć dni wyjęte prosto z romantycznych filmów czy zdjęć, najlepiej w typowo paryskim stylu, wydawały się kusząca opcją na wymarzony dzień z rowerem w roli głównej, nie była to wersja dla mnie. Idealne obrazy z wiatrem pięknie targającym włosy, świeżym, jeszcze gorącym pieczywem oraz pięknymi kwiatami w koszyku wydawały mi się zbyt proste i banalne, aby zyskać miano wymarzonego dnia. Zdawało się, że gdyby się postarać, nie było to marzenie trudne do spełnienia - i może dokładnie tu tkwił jego urok. Każdy chciał czuć się pięknie i wyjątkowo, szukać prostej radości w zgiełku miasta, mknąc na ślicznym rowerze i posyłając zmęczonym ludziom uśmiechy. Może któryś z marzycieli zatrzymałby się przy starszej pani, stojącej na gdańskiej starówce i kupiłby u niej mały bukiecik polnych kwiatów, w swoim dniu uszczęśliwiając nieznajomą.

    Ale ja budzę się w nieznanym miejscu, sama. Pierwsze wrażenie to niepokój, jednak coś jasno wybija się przez wszelkie negatywy - nieuzasadniona radość i przeczucie, że ten dzień będzie dobry. Leżę chwilę nieruchomo i zauważam, że śpiew ptaków dominuje, wręcz ciężko dosłyszeć inny dźwięk. Dzięki niemu niepokój znika, dlatego rozglądam się po drewnianej chatce, do której wpadają wąskie strugi wiosennego słońca, wdycham ostrożnie powietrze i nabieram pewności, że obudziłam się w środku lasu. Ciężko pominąć wzrokiem piękny rower, stojący przy drzwiach. Zaglądam do koszyka i znajduję w nim trochę lekkiego jedzenia, szkicownik i swoje ulubione ołówki, książkę przeczytaną do połowy, koc, aparat, okulary przeciwsłoneczne oraz mój wyjątkowy notatnik, sprawdzający się głównie przy spisywaniu wszelkich obserwacji. Przy kierownicy dostrzegam niedużą karteczkę z napisem "dokąd tylko zechcesz". Nie zastanawiam się, dokąd chciałabym jechać. Mógłby to być Berlin, Budapeszt, czy nasz polski Wrocław, bo w każdym z tych miast czuję się świetnie, a rower byłby idealnym sposobem na poruszanie się w każdym z nich. Nie wiem jednak, gdzie jestem - ani jak trafić w jakiekolwiek miejsce - więc zdaję się na swój wewnętrzny kompas. Wszystko pasuje, bo przecież zawsze chciałam jechać w nieznane, prosto przed siebie.
    Od chatki prowadzi wąska ścieżka więc zdaje się na nią i w ten sposób przemierzam las, nie licząc czasu. Zdaje się, po wysokości słońca, że wyruszylam dosyć wcześnie, jednak zegarek z mapą świata tego dnia nie gości na moim nadgarstku. Zatrzymuję się jedynie, aby spisać parę myśli i naszkicować naprędce jeden z piękniejszych widoków, a później ruszam w dalszą trasę i nawet nie zauważam kiedy docieram do granicy drzew, wyjeżdżając na nieznaną drogę. Od czasu do czasu mija mnie jakiś samochód, ale nie przyglądam się rejestracjom, mając nadzieję, że trafię dziś w parę ciekawych miejsc. Udaje mi się zatrzymać przy niewielkim jeziorze, gdzie jem spokojnie i czytam parę stron książki, trafiam też na kilka niewielkich wiosek, w których robię zdjęcia i zapisuje kolejne myśli. Do miasta docieram dosyc późno, bo słońce chyli się już ku zachodowi, ale dla mnie jest to idealna pora na miejskie przejażdżki. Nie mogę powstrzymać uśmiechu, kiedy wjezdzam do Wrocławia. Zatrzymuje się na starówce, wsłuchując się w gwar tłumu. Łapię ostatnią okazję i utrwalam jednego z krasnali w szkicowniku, A kiedy ściemnia się prawie całkowicie, ruszam dalej. Nie mam pojęcia ile kilometrów za mną, ale dopiero teraz jestem zmuszona użyć dzwonka. Waham się chwilę, obawiając się że zbudzi mnie ze snu o wymarzonym dniu. Jego dźwięk jeszcze chwilę rozchodzi się w mojej głowie.

    (ylariee@gmail.com)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Na wszelki wypadek z zalogowanego - to ja ;p

      Delete
  39. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  40. "Przystojniak"

    Budzę się. Przez okno wpadają ciepłe promyki słońca. Mój chłopak Maciek idzie do nowej pracy. Ostatnio odnosi same sukcesy. W głębi duszy bardzo mu zazdroszczę i marzę, żeby mi także wszystko w życiu wychodziło. Przewracam się na drugi bok i zaciągam kołdrę na głowę. Nagle przypominam sobie, że wygrałam ten cudny rower. To nie był sen. Biegnę do przedpokoju. Jest.

    Stwierdzam, że wypiję kawę patrząc na niego i upajając się szczęściem. Wreszcie coś mi się udało! Później zabiorę go na przejażdżkę. Jest taki piękny i lśni nowością, że nazywam go Przystojniak.
    Jadę moim nowym skarbem do ulubionego rezerwatu, słuchając bardzo głośno romantycznych piosenek. W drodze powrotnej wpadam do domu rodzinnego pochwalić się rowerem. Siostry wyrywają mi go z rąk, każda chce się nim przejechać.

    Przebyłam dziś spory kawałek drogi. Ale w końcu muszę nacieszyć się moim nowym rowerem. Dlatego jadę do mojego chłopaka do pracy zrobić mu niespodziankę. Po drodze kupuję jego ulubione słodycze i kawę i pakuję do koszyka.

    Maciek jest zaskoczony. Cieszy się i jest rozpromieniony na mój widok. Czuję, że wyglądam uroczo z różowym rowerem Le Grand Virginia 3. Uśmiecham się i poprawiam włosy. Wydaję mi się, że Maciek po raz kolejny się we mnie zakochał.


    Krystyna Pawlak

    ReplyDelete
  41. Tak! Tylko tylko takim rowerem miejskim Le Grand Virginia 3 w drogę! To byłaby idealna przejażdżka przez miasto :) cudownie tak poczuć wiatr we włosach... rozkochać w sobie cały miejski zgiełk... wyruszyć tuż o świcie, z moją maltasią Miją - ona uwielbia podziwiać świat siedząc w koszyku;) tak ! Rowerem przez miasto, aż do parku na polanę - tylko na chwilkę odpoczynku by nabrać sił na dalsze pedałowanie, tym razem w kierunku domu... Ale wybierajac taką drogę by móc cieszyć się jazdą najwspanialszym rowerem Le Grand Virginia 3 :)

    ReplyDelete
  42. Na mój wymarzony dzień na rowerze wybrałabym się na przykład dzisiaj.. Bo dziś była piękna aura za oknem, wymarzona pogoda na przejażdżkę, taką, jak się widzi w reklamach. Wszystko wokół kwitnie, śpiewa i raduje się. Trasą wprost wymarzoną na rower wybrałam się dziś pieszo. Moje małe miasteczko, zwane przez mojego męża dużą wioską, jest moją dumą. Zgrabne uliczki, mało uczęszczane boczne drogi, zapraszają wręcz na przechadzkę. Ruszyłam więc w kierunku starej części miasteczka, która pamięta czasy sprzed II wojny światowej, zagłębiając się w część z nowo wybudowanymi willami, młodymi, smuklymi, kolorowymi. Mijając rondo, skręcam na trakt stworzony wprost dla rowerów, ciągnący się wzdłuż rzeczki. Pieszo ciągnie się dość długo, mijam drzewka, krzaczki, ładne to wszystko, ale gdybym tak rowerem śmignęła, to mogłabym połaskotać, wyciągniętą w górę ręką, zwisające nade mną gałązki. Docieram do końca wioseczki, a tu nowiutka droga, dla pieszych (czyli też dla mnie teraz) i dla rowerzystów. Cała niedziela moja, wolna i pogodna. Odwiedzę w wioseczce obok siostrę. Drepczę wzdłuż pól, podziwiam nieboskłon, gdzie wierzchołki drzew spotykają niebo, samochody i rowery mnie mijają, ślicznie jest wokół. Wszystko rośnie bujnie, nocna ulewa przysłużyła się roślinom, dodając im soczystości. Jakże pięknie można byłoby to podziwiać z roweru. Na pewno byłoby wyżej i zapewne sięgałabym dalej wzrokiem. I już wioseczki mnie wita, klomby, rabatki, zadbane ogródki przydomowe. Jadąc rowerem nie musiałabym aż z taką dokładnością ich ogladądać, nabrałabym prędkości w łańcuch, koła by mnie poniosły, wiatr zawiałby wiatr we włosach.. I przerwy nie musiałabym robić przed droga powrotną. Zmachałam się przy tym spacerze. Napiję się soku i może siostra odprowadzi mnie kawalątek. Zbieram się w drogę powrotną, bo te pięć kilometrów to wcale nie tak mało, jak dla stóp rozmiaru 36. Rower to dobra rzecz, niby tylko dwa kółka,z napędem siłowym, a jednak niezmiernie cieszy.
    lucija83@wp

    ReplyDelete
  43. Mój wymarzony dzień na rowerze- część 1
    Mój wymarzony dzień na rowerze miejskim zacznie się bardzo wcześnie. Wstanę dokładnie w tym momencie kiedy noc jeszcze na dobre się nie skończyła a dzień tak naprawdę nie zaczął się wcale. Podekscytowana tym co zdarzyć się dopiero ma zamiar, wyjdę na taras i niecierpliwie czekając aż słońce przywita mnie wychylając się zza leśnego horyzontu, powoli i bez pośpiechu wypiję czarną kawę planując ten dzień i śmiejąc się do siebie. Kawa smakuje wyjątkowo dobrze, prawie tak dobrze jak pierwszy pocałunek, który wciąż jeszcze świetnie pamiętam. Z każdym łykiem nasuwając mi nowe pomysły, jakby chciała mi powiedzieć „ale będzie super Olka!”. Słońce podnosząc się coraz wyżej subtelnie daje mi znak, że już czas, czas najwyższy, żeby zacząć działać. Trochę niechętnie robię ostatni łyk mojej kawy, bo przecież jest tutaj tak cudownie. Nie motywują mnie także do wstania, kwiczoły i kosy, które na pobliskich kalinach urządziły koncert tylko dla mnie. Spakuję tylko jeszcze kilka drobiazgów niezbędnych do uratowania świata i w drogę. W co by tu się ubrać? Zastanawiając się wyglądam przez okno na rozświetlone gorącym już słońcem podwórko. Drzewa tańczą leniwie na 3/4 do melodii cichutko gwizdanej przez ciepły przyjemny późnowiosenny wiatr. Sukienka! Tak! Ta zielona i trampki. W taką potarganą i trochę niegrzeczną ale przyjazną pogodę uwielbiam nosić trampki. Gotowa. W drogę. Nie!! Jeszcze okulary, bez nich się nie ruszam. Nie to, żeby słońce dawało się tak mocno we znaki, ale stylówka byłaby niekompletna, a to już grzech ciężki. Telefon został na stole. I bardzo dobrze. Dzisiaj do nikogo nie dzwonię. Wszystkich odwiedzę osobiście na moim najpiękniejszym na świecie rowerku. Za bramą skręcam w lewo planując kolejność odwiedzin. Najpierw dziewczyny, mieszkają blisko siebie. Krajobraz powoli zmienia się. Gdzieś za mną zniknął już las i zalew a razem z nim wędkarze na brzegu i spacerujące pary. Duże drzewa rosnące wzdłuż ulicy powoli karleją. Z lewej strony wyrastają bloki. Z każdym obrotem pedałów coraz większe i większe. Zabieram dziewczyny na lody. Jedziemy do centrum, nareszcie koniec tego blokowiska. Mijamy park. Dzieci nie dały dzisiaj pospać swoim rodzicom. Jeszcze nie ma 9 a parkowy plac zabaw zapełniony jest maluchami i ich słodziastym śmiechem. Zatrzymujemy się na chwilę, żeby popatrzeć. Uwielbiam patrzeć na bawiące się dzieci. Chętnie wskoczyłabym na tę karuzelę razem z nimi. Mamy i jeden tata siedzą na ławkach dookoła. Niektórzy uważnie przyglądają się swoim dzieciom i co jakiś czas rzucają znudzone „Kubuś, nie wolno tam..” a inni spokojnie czytają sobie książki. Dyskretnie zerkam na okładki i sprawdzam co czytają. Nie jest źle, „Norwegian Wood” Murakamiego w wersji kieszonkowej i stary trochę podniszczony egzemplarz „Blaszanego Bębenka”. Jedziemy dalej, przy stawie obok XVIII wiecznego dworku założyciela miasta, w którym dzisiaj znajduję się urząd miejski, siedzi elegancki starszy pan. Czyta sobie darmową gazetę, którą codziennie rano rozdają na większych skrzyżowaniach. Dookoła niego zebrało się stadko gołębi skuszone rozrzuconymi przez pana okruszkami starego chleba, który przyniósł specjalnie dla nich i dla łabędzi, które na brzegu stawu już czekają na swoją kolejkę. Wjeżdżamy do centrum, lubię to miasto, nie ma tu wysokiej nowoczesnej zabudowy, tylko piękne bogato zdobione elewacje wczesnosecesyjnych kamienic. Idziemy, główną ulicą miasta, prowadząc nasze rowerki obok siebie. Zajmujemy śmiało całą szerokość chodnika. We cztery wyglądamy jakoś znajomo, hmm. Wiem! Obrazek prawie jak z „Seksu wielkim mieście”, tylko miasto wcale nie wielkie, no i seksu trochę mniej. Jedząc śmietankowo - truskawkowe lody z najlepszej cukierni w mieście, omawiam z dziewczynami szczegóły mojego planu, który tak zjawiskowo zabłysną w mojej głowie podczas picia porannej kawy. Zrobimy sobie piknik. Nie tak daleko od miasta płynie Warta.
    Ola Maciejewska

    ReplyDelete
  44. Mój wymarzony dzień na rowerze- część 2
    Po zjedzeniu lodów i pogaduchach o niczym, wracamy do domów, żeby wcielić w życie nasz niecny plan. Zegar z kurantem na zabytkowej wieży pobliskiego kościoła daje znak, że już południe. Delikatnie przyspieszam i objeżdżam jeszcze z informacją wszystkich, którzy powinni się zjawić na tym pikniku. Wszyscy odhaczeni, lista kompletna. Teraz szybko do domu przygotować co trzeba. Idę na strych szukać, starego kosza piknikowego babci. Jest w strychach coś takiego co strasznie mnie fascynuje. Pewna niewytłumaczalna tajemniczość. Głowa zaczyna kipieć, wyobrażam sobie, że jestem małą Alicją, która za chwile znajdzie klucz do magicznej krainy, lub Wandą po którą przyleci Piotruś szukający swojego cienia. Dobra, koszyk znaleziony, wracamy do rzeczywistości. Spotkanie o 15:00 pod moim domem, każdy na rowerze zaopatrzony w niezbędne do idealnego pikniku gadżety. Paulina ma ciasto z jabłkami, Gosia truskawki, Paćka ma wino, Kamil jak zawsze gitarę, nigdzie się bez niej nie rusza. W sumie to spędza z nią więcej czasu niż ze mną, ale to nią właśnie mnie poderwał dawno dawno temu. Tomek jak zawsze wędki, dojedziemy na miejsce a on pewnie zniknie gdzieś w szuwarach i wróci trzy godziny później. Ruszamy, do przejechania 15 kilometrów. Największy upał już minął ale wciąż jest bardzo ciepło. Chwile po szesnastej jesteśmy na miejscu. Rozkładamy koc i jedzenie. Jest cudownie. Przez pierwsze pół godziny nikt nic nie mówi. Każdy zabłądził gdzieś tam w swoim świecie. Leżę na trawie, głowę opieram o udo Kamili, który oczywiście gra na gitarze. Melodia jest delikatna i spokojna, idealnie wkomponowuję się w plusk rzecznej wody i szum pobliskiego lasu. Jest cudownie. Powoli dzień ustępuje nocy, kosy już dawno skończyły śpiewać, teraz swój koncert zaczynają świerszcze i żaby. Na sino amarantowe niebo wspina się księżyc i zapala po kolei swoje przyjaciółki gwiazdy. Rozpalamy ognisko. Uwielbiam trzask ognia i zapach jałowcowego dymu. Wydawać by się mogło, że z każdym snopem iskier na niebie przybywa gwiazd. To już czas. Czas, żeby zaśpiewać naszą ulubioną piosenkę, popatrzeć jeszcze przez chwilę, na ogień i zaplamione srebrnym pyłem czarne jak atrament niebo. Po raz ostatni wziąć głęboki oddech, żeby zabrać ze sobą do miasta jak najwięcej, tego czystego powietrza. Wracamy do domu. Dobranoc piękny dniu, trzymaj się, do jutra!
    Ola Maciejewska

    ReplyDelete
  45. Mój wymarzony dzień na rowerze spędziłabym z moją siostrą, z którą tak rzadko przebywam. Jeżdżąc z nią dobrze znanymi nam ścieżkami, o których niejedni zapomnieli opowiadałabym jej o wszystkim co jest dla mnie ważne, o tym jak miło czuć delikatny wiatr we włosach i o tym jak tu jest magicznie. Znając charakter mojej siostry przyspieszałaby co jakiś czas żebym nie mogła jej dogonić - lubiła mnie sprawdzać. Pedałowałabym z całych sił by chociaż znaleźć się tuż obok. Mogę już teraz przewidzieć, że brak sił zmusiłby mnie do zatrzymania wśród otaczających nas traw i zbóż. Pewnie zawróciłaby i zapytała czy dam radę jechać dalej. Chciałabym, ale moje nogi odmówiłyby posłuszeństwa. Skończyło by się na tym, że moja siostra zaproponowałaby holowanie. Ułożyłabym wygodnie rękę na jej ramieniu i pozwoliłabym ciągnąć się dalej. Rozmarzona i ciesząca się odpoczynkiem podziwiałabym wszystko wokoło by w końcu pełna sił odepchnąć się od ramienia siostry i pozostawić ją w tyle, a tym samym pierwszy raz nią wygrać.

    ReplyDelete
  46. Mój wymarzony dzień na rowerze miejskim? To ten dzień, na który czekam od dawna. Wybrałabym się piękną miętową Virginią na... swój własny ślub.

    Będzie piękne sierpniowe lub wrześniowe południe, a może łaskawy październik również będzie ciepły. We włosach będę mieć kilka kwiatów, na sobie prostą sukienkę z jedwabiu i gipiury oraz trampki, które udało mi się wczoraj znaleźć. Na bagażniku zaś zainstaluję mojego mężczyznę życia, bo od teraz będę go wieźć za sobą wszędzie i zawsze :)

    Do tej pory mówiłam, że moim najwierniejszym chłopakiem jest mój rower. 12 lat z Niemcem Feniksem dobiega końca. Nie dlatego, że będę miała męża, a dlatego, że Feniks zaczął kaprysić. Pewnie jest zazdrosny. Ostatnio nawet, by zwrócić na siebie uwagę, zawiązał sobie łańcuch w gustowną kokardę. Rozstanie z nim będzie dla mnie trudne i bolesne, dlatego szukam mu godnego następcy.

    Nie sądziłam też, że zupełnym przypadkiem trafię na mężczyznę, z którym mogłabym się zestarzeć, ale jeśli tylko będziemy jeździć regularnie na rowerach nie zestarzejemy się nigdy. Rower to prosta recepta na szczęście. Ułatwiacz codzienności. Ja do swojego jestem niemalże przyrośnięta. Dlatego też mój wymarzony dzień na rowerze miejskim to dzień jak codzień. Po prostu wsiadam i jadę.
    I tak po prostu wsiądę i pojadę na swój ślub. Jak gdyby nigdy nic.

    Wstanę rano, moje zaspane oczy poprowadzą mnie do kuchni, gdzie będzie czekał na mnie kubek świeżej kawy. I on, ze śniadaniem. Zjemy je, tak jak zawsze, spoglądając sobie w oczy, podając sobie różne rzeczy ze stołu, tak po prostu. Bo nie wierzę, że ten wyjątkowy dzień będzie mnie stresował.

    Później zniknę w łazience, wezmę kąpiel, wyjdę i najzwyczajniej w świecie po prostu się ubiorę, delikatnie umaluję, włosy zepnę i będę gotowa. Prawie tak jakbym jechała rowerem do pracy albo na zakupy. Mam w sobie tyle spokoju i radości. Tę radość i spokój w życiu zapewniają mi dwie rzeczy. On. I rower.

    I tak po prostu będzie, bo codziennie powinniśmy spełniać swoje marzenia.

    alexiej@gmail.com



    ReplyDelete
  47. Poniedziałek... wróciłam z weekendu z Rodziną, spędziliśmy go nad „naszym” stawem. Niedawno odkryliśmy to miejsce. W Dolinie Sanu. Piękny dom, spokojna okolica, zieleń, cisza, śpiew ptaków, pomost, z którego łowimy ryby. Dookoła stawu jest droga, dojechać nią można nad drugi staw, trzeci, do sklepu, tam trochę za daleko na piechotę, ale za blisko samochodem… och, rower z koszykiem by się przydał… Nasza córka, która niedawno skończyła 7 lat w końcu zaczęła interesować się jazdą na rowerze! Wcześniej nie miała takich ciągotek, wolała tańczyć. Nie nalegaliśmy, na rowerze łatwo o kontuzję, jak wtedy rozciągać się, robić gwiazdy i szpagaty? Mnie samej nie może z głowy wyjść pamiętna przejażdżka „góralem”, kiedy pełna werwy i swoich umiejętności chciałam poderwać rower przed krawężnikiem… pamiętam dobrze lot nad kierownicą, a potem czarne siniaki na udach od kierownicy, rozbite kolana, łokcie, potłuczone żebra i śmiech ówczesnego męża – byłego kolarza. Na górala nigdy więcej nie wsiadłam. I nie zamierzam. Z trwogą w oczach patrzyłam, jak mój ukochany, dorosły już teraz syn jeździ na swoich coraz większych wyczynowcach. Patrzyłam ze zgrozą, ale też z nutką zazdrości… bo wciąż pamiętam uczucie wolności, wiatr we włosach, tajemne ścieżki, które odkrywałam będąc dzieckiem, a potem nastolatką na moim wyśnionym, jasnozielonym składaku „Wigry 5”, po którego Tatuś z wujem stali w kolejce po nocach. Dostałam go; wraz z kuzynką śmigałyśmy na nich od świtu do nocy, takie beztroskie i szczęśliwe i zakurzone… pamiętam te pełne entuzjazmu okrzyki: „Patrz, jadę bez trzymanki!!!” Odkrywałyśmy tajemne miejsca, wszędzie było blisko na rowerze, mimo że często wybierałam okrężne drogi… ”Mamo, ja pojadę na rowerze!” do cioci, koleżanki, na zakupy, do parku… Składak miał przecież druciany bagażnik na tylnym kole, przypinałam siatki zatrzaskiem jak z pułapki na myszy…
    Brakuje mi tego. Naprawdę brakuje. Teraz wszędzie jeżdzę samochodem, denerwuję się jak miejsce na parkingu jest zajęte, a przecież chcę się ruszać! Nie tylko w drodze do auta.
    Na szczęście pojawiły się nowe modele rowerów, nie takie inwazyjne jak „górale”, za stara jestem na takie maszyny. Mam już 44 lata i choć nie wyglądam i się nie czuję, tamten upadek skutecznie wyleczył mnie z rowerów wyczynowych. Jako stateczna (hihi) pani z czerwonymi pasemkami na głowie marzy mi się jazda do mojego biura na rowerku miejskim, wygodnym i bezpiecznym, w sukience; w koszyku torebka, szpilki do przebrania trzymam przecież w pracy. Zrobili u nas w mieście tyle ścieżek rowerowych, na chodnikach też są trasy, samochodem zajmuje mi to około 15 minut, rowerem będzie niewiele więcej, przynajmniej rześkie poranne powietrze rozbudzi mnie po nocy, endorfiny pobudzą do lepszych pomysłów… wiadomo, dotleniony organizm lepiej działa.
    Schudłam ostatnio ponad 20 kilogramów, po ciąży nie mogłam się ich pozbyć, dobrze byłoby trzymać formę… A po pracy małe zakupy, truskawki dla córki, kwiaty na stół, koperek do młodych polskich ziemniaczków….
    W wolne dni wycieczki, a na nasze wyjazdy rowery na auto - zwiedzilibyśmy Dolinę Sanu.
    Chciałabym mojej ukochanej córkce pokazać moje tajemne ścieżki, poza tym tu w okolicy jest tyle pięknych miejsc, mimo iż miasto rozrosło się ogromnie, te niektóre do dziś są dzikie i mało uczęszczane.
    Jadę za nią, a jej piękne jasne włosy powiewają na wietrze, patrzę na nią z dumą, jak głośno się śmieje i krzyczy: „Mamo patrz, jadę bez trzymanki!!!”
    Magdalena Kandefer
    elodie@tlen.pl

    ReplyDelete
  48. Na takim rowerze, to i wycieczka po zatłoczonym mieście będzie udana. Piękna stylizacja! Rower z kwiatami jak marzenie. pozdrawiam

    ReplyDelete
  49. Godzina 8:00 najwyższa pora zabrać torbę i ruszyć na miasto. Wyniesienie roweru nie nastarcza mi żadnych problemów. Ruszam powoli ul.Piłsudskiego w stronę parku na Rusinowej. Wolno, koło za kołem zmierzam do celu. Joker siedzi spokojnie w podróżnej torbie przypiętej do bagażnika. O 9:13 jesteśmy u celu podróży. Miał być koniec ale szkoda przerywać, jedziemy więc dalej. 9:45 dzwoni telefon na kierownicy. To mama. Trzeba zawieźć ciotce zakupy. Piesek radośnie podskakuje i jego trzeba odwieźć. O 11:00 Joker jest już w domu a na miejscu jego torby podróżnej montujemy z Pawłem koszyk.Teraz nie jadę sama, towarzyszy mi Paweł. Dwa kólka lepsze są niż cztery o czym przekonujemy się niebawem. Korek ciągnie się od Starego Zdroju do Piaskowej. Auta toczą się w żółwim tempie a my mijamy je śmiejąc się do kierowców. 12 i po wszystkim, ciotka ma zakupy. Tylko szkoda już wracać, stąd już nie daleko do Książańskiego Parku Krajobrazowego. Droga asfaltowa to nie przeszkoda a wręcz przeciwnie dla mojego roweru to zaleta. 14:30 jesteśmy w Książu a dalej można nad Cisy dojechać. Jedną prostą drogą ruszamy do Świebodzic. Małą przerwa na obiad (u nas to kanapki) i kontynuujemy jazdę. Pod górę jedzie się trochę ciężej ale bez przesady,mamy przerzutki i dajemy radę. Koła rowerów wtoczyły się na górę a teraz z górki na pazurki. Hamulce nie zawiodły gdy na drogę wybiegł nam lis. Paweł robi zdjęcia, nie zawsze mamy tyle szczęścia a i wspólne wycieczki rowerowe nie zdarzają nam zbyt często. O 18:00 po odpoczynku i ognisku przychodzi czas na powrót. Jedziemy przez Szczawno, to trochę daleko. Słońce zaczęło zachodzić ale mi noc nie straszna, mam przecież lampkę rowerową. Lakier pięknie się prezentuje w blasku zachodzącego słońca. Po drodze robimy zakupy w markecie, mamy na nie dużo miejsca w końcu jest rowerowy koszyk. Zatrzymujemy się na łące przy domu. Gwiazdy świecą dziś bardzo jasno. Dzień kończy się o 22:00. Bez roweru nie zobaczyłabym aż tyle. Kocham mój rower. Jutro jest nowy dzień i wyprawa do Jedliny, jest jeszcze tyle do zobaczenia.

    ReplyDelete
  50. Niełatwo było tu dotrzeć. Przeprowadzka w Bieszczady kosztowała mnie masę wysiłku, ale tak, udało się. Jestem tutaj, gdzie powinnam być, w swoim ukochanym miejscu na ziemi. Znajomi śmieją się, że wybrałam życie leśnego odludka, ale niewiele w tym prawdy. Wybrałam życie blisko natury, blisko ludzi, prawdziwych emocji, pięknych przeżyć. Nieprawda, że tu nie dzieje się nic. Jest tyle do zobaczenia, tyle do przeżycia… Szybko robię śniadanie – jak dobrze, że upiekłam wczoraj chleb. Zabiorę je ze sobą na wycieczkę. Rower ma koszyk, spokojnie mogę wozić ze sobą apteczkę i wszystko, co może przydać się samotnej kobiecie podczas przejażdżki. Pakuję kanapki do lnianego woreczka i wybiegam z domu. Koła świetnie sobie radzą z wąskimi, asfaltowymi alejkami.
    - Dzień dobry! – zatrzymuję się przed bramą podwórka sąsiadki.
    - A dobry! Pani poczeka, jabłek Pani dam – odkrzykuje mi staruszka. Jabłka pachną obłędnie. Dziękuję z uśmiechem, wgryzam się w jedno od razu, sok ścieka mi po brodzie jak małej dziewczynce. Wycieram się i uśmiecham do siebie. Tak mi dobrze. Prosto i zwyczajnie. Resztę owoców wrzucam do koszyka. Jadę dalej. Czeka na mnie wycieczka do ruin cerkwi. To tylko 12 kilometrów, trasa jest łagodna. Czuję, jak wiatr muska mi twarz. Zabawne, że wolność ma tyle twarzy, że mogę wszystko. Może jadę tylko rowerem, może wyglądam na wstążce drogi groteskowo, ale jakie to szczęście móc być tutaj, gdzie jest się szczęśliwym!
    Rower prowadzi mnie lekko, nie muszę się spieszyć. Za dużo tu do podziwiania – krajobraz po obu stronach drogi zmusza to leniwej wycieczki, połoniny hipnotyzują, zapraszają bliżej. Jadę, miary szum spod kół uspokaja. Zupełnie, jakbym robiła to od dawna. W końcu docieram na miejsce. Są piękne. Może dla kogoś to tylko ruiny, ale… ten klimat coś w sobie ma. Magnetyzm i tajemnica, tysiące lat i świadomość, ilu historii były świadkami mnie fascynuje. Słyszę za sobą kroki. Odwracam się spłoszona.
    - Witam… Nieczęsto bywają tu turyści – mówi do mnie młody mężczyzna z jasnymi włosami
    - Dzień dobry, nie jestem turystką, mieszkam niedaleko – odpowiadam z uśmiechem i częstuję jabłkiem. Nowy znajomy przytakuje i po chwili chrupiemy razem w ciszy. Góry mają swoje tajemnice, pogoda tutaj zmienia się w ułamkach chwil. Niebo granatowieje, a po chwili spadają na nas pierwsze, ciężkie krople deszczu.
    - Chodź, zmokniesz. Przeczekasz u mnie nawałnicę – ciągnie mnie za rękę, a ja nadal nie znam nawet jego imienia. Daję się prowadzić. Biorę rower i biegniemy. Kiedy w kuchni siadamy przy herbacie, pyta mnie z uśmiechem, dlaczego jeżdżę różowym rowerem. Po chwili namysłu odpowiadam mu, że ten rower ma bardzo ciekawą historię i to właśnie od niego zaczęła się rewolucja w moim życiu. Nie musi wiedzieć, że to właśnie dzięki niemu uciekłam w Bieszczady. Dlaczego? W dniu, kiedy do mnie trafił, mój cudowny Le Grand Virginia 3, zrozumiałam, że mogę wszystko. A potem wszystko było już prostsze.

    ReplyDelete
  51. Rower LE GRAND
    L jak lucky – byłaby ze mnie szczęściara kiedy mogłabym wstać w piękny sobotni dzionek i wybrać się na wspaniałą wycieczkę rowerem LE GRAND VIRGINIA 3
    E jak easy – po wypiciu porannej kawy, wsiadam na mój piękny rower i łatwo przemieszczam się nim po mieście
    G jak great – rower wspaniale prezentuje się na drodze, prowadzi się go lekko łatwo i przyjemnie
    R jak rare – mój wspaniały rower ma rzadki i niepowtarzalny design, który wyróżnia mnie od innych
    A jak awsome - jest świetny aż nie chce się z niego zsiadać :D
    N jak nice – piękny pastelowo - różowy kolor – jak miło się go ogląda – nie mogę się napatrzeć – gdzie ja właściwie jadę? Ach…..Czy to ważne? ;)
    D jak dream –to chyba sen... Nie chcę przestać o nim śnić. Nie budźcie mnie, już prawie dojeżdżam, jest tak miło :)))
    MAMO WSTAWAJ!!!!
    O nie, to jednak był sen…. Szkoda, a może mój sen się spełni…

    Pozdrawiam
    Marta R.

    marek.r2007@wp.pl

    ReplyDelete
  52. Idealna przejażdżka na moim wymarzonym rowerze …
    Widzę to oczyma swojej wyobraźni.
    Jest ciepły letni dzień , godziny poranne kiedy miasto jest jeszcze spokojne ,
    dopiero budzi się do życia.. Ulice są puste , tylko co jakiś czas przejedzie jakiś samochód.
    I ja jadę spokojna , wyciszona .
    Wiaterek lekko powiewa moimi włosami , uśmiecham się do przebiegających nieopodal osób, które odbywają właśnie swój poranny trening .
    Przejeżdżam ścieżką przez park . Między drzewami prześwitują promienie słoneczne, jest pięknie.
    Delektuję się pięknem tego miasta , miasta w którym mieszkam , które kocham. Wiem ,że to właśnie tutaj jest moje miejsce na ziemi.
    A przede mną jedzie on … Idealna przejażdżka nie mogłaby odbyć się bez niego. To on jest dla mnie odzwierciedleniem wszystkiego co najlepsze. Ogląda się za mną , sprawdza czy jestem tuż za Nim, uśmiecha się do mnie.
    Jestem szczęśliwa…
    Nie mogę doczekać się kiedy zatrzymamy się nad rzeką, na poranny piknik.
    Śniadanie nad wodą, chwila relaksu przed pracowitym dniem.
    Zaraz po tym uczelnia, praca i po długim lecz satysfakcjonującym dniu – powrót do domu .
    Wszędzie mogę na nim dojechać i o każdej porze dnia i nocy! :)

    ReplyDelete
  53. Wymarzony dzień na rowerze miejskim to taki, który przeżywam już od jakiegoś czasu. Rowerem miejskim na wycieczkę za miasto! :) Kilka lat temu wprowadziłam pewien zwyczaj. Namówiłam grupę osób o różnych charakterach, stylu życia i osobowościach do pewnej aktywności. Postanowiłam zrobić coś, co wyostrzy nasze zmysły. Gdy nadchodzą ciepłe dni poznajemy nowe smaki i zapachy. Każdy z nas wybiera 5 zdrowych rzeczy, którymi będzie chciał zaskoczyć pozostałych. Pakujemy kosze produktów i wybieramy się na weekendowe wycieczki rowerowe za miasto. I wtedy zaczyna się zabawa. Na łące pełnej natury, zieleni i wiatru, z zasłoniętymi oczami odgadujemy przywiezione produkty. Uwielbiam tę rywalizację. Od najprostszych smaków, takich jak bazylia, po naprawdę trudne w stylu: kumkwat, kohlrabi czy orzechy makadamia! Uwielbiam! To niesamowita frajda. Zabawa, która rozwija, uczy i pokazuje piękno i smak codzienności. Piknik, świeże powietrze, znajomi, zabawa, rower i nowe zdrowe smaki. A wracając do domu zawsze zahaczamy o nocną panoramę Torunia, bo to widok, który uzależnia!

    ReplyDelete
  54. Ja, córki, rower, przyczepka, las, natura.

    ReplyDelete
  55. Jest hmmm.. chyba 5 nad ranem? Oczy nie wyspane, wskazówki na zegarku rozmazane. Przez rolety wpadają promienie słońca. Wypoczęta, podekscytowana, pełna energii delikatnie uchylam kołdrę. I ciach wyskakuję z łóżka pamiętając o tym by wstać prawą nogą. Bo jak wiadomo lewa nie wróży udanego dnia, a ten ma być wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Tylko ja i mój wymarzony rower. Witaj przygodo! Ale chwila chwila jeszcze szybkie śniadanie na balkonie. Widoki no cóż szara rzeczywistość domki jednorodzinne, bloki i puste chodniki. Miasto powoli budzi się do życia. Ubieram się w wygodne rzeczy i z uśmiechem na twarzy Wychodzę z mieszkania. Zamykam drzwi i ruszam do piwnicy. Tam moim oczom ukazuje się przygotowany do jazdy dzień wcześniej rower. Patrze na niego dumnie i wspominam wszystkie chwile, w których mi towarzyszył.Wyprowadzam rower, wskakuję na siodełko i ruszam przed siebie. Przede mną piękny, bezchmurny dzień spędzony w towarzystwie niezawodnego kompana. Mimo, że wczesna godzina mijam znajoma twarz, która uśmiecha się do mnie. Trochę dziwnie się czuję bo do tej pory nie rozmawiałam z tą osobą.Odpowiadam uśmiechem. Czuję wiatr we włosach i to niesamowite uczucie wolności. Tak własnie to w tym momencie czuję. Z podniesioną głową, głową troszkę w chmurach ruszam ku przygodzie. Nie mam czasu by myśleć o czymś konkretnym. Rozkoszuję się tym co przede mną, chłonę każdą chwilę. Dojeżdżam do pobliskiej miejscowości. Moim oczom ukazuje się przepiękny, malowniczy widok. Jezioro. Tak jest cudownie, promienie słońca delikatnie muskają moją twarz. Przystaję na dłuższą chwilę by napawać się krajobrazem i złapać trochę oddechu. Obieram kurs na park oddalony o 1,5 km stąd. Z każdym kolejnym metrem, km czuję jak rośnie adrenalina. Nie wiem co może spotkać mnie za kolejnym zakrętem. Na prostej delikatnie opieram się o kierownicę. Czuję się jakby nic wkoło nie istniało. Docieram do parku, schodzę z roweru i idę obmyć twarz w pobliskim źródełku. Siadam na chwilę na ławce otoczonej hodowlanymi gołębiami. Przyglądam im się dokładnie, piękne stworzenia, co mnie dziwi bardzo ufne. Wyciągam swoją ulubioną książkę i rozkoszuję się chwilą. Zagłębiam się czytając książkę. Mija godzina. Czas znów wsiąść na rower. Przejeżdżam przez alejki i niewielki mostek. Uważam by nie wpaść do wody bo oj była by zimna nawet bardzo zimna kąpiel. Wiem tak to już pora wracać do domu, Choć chcę by ten dzień trwał wiecznie. W drodze powrotnej wstępuję do mamy. Wita mnie z otwartymi ramionami i wręcza bukiet kwitów zerwanych z ogródka. Pachną przepięknie. Wychodzę. Wkładam bukiecik do koszyka z przodu roweru. Wsiadam i ruszam w stronę mieszkania. Wracam przed zmierzchem. Jem kolację i biorę prysznic. Tak to byłby mój wymarzony dzień na rowerze. Ale chwila słyszę jakiś tupot. Ktoś głaszcze mnie po twarzy i całuje w czoło. Kręcę się nerwowo, otwieram oczy, a tam mój słodki synuś. Z uśmiechem na twarzy wita mamę. Ahhhh szkoda, że był to tylko piękny sen o wymarzonym, upragnionym dniu na rowerze :)


    ewecik91@wp.pl EWELINA BETHKE

    ReplyDelete
  56. W ten dzień wymarzony
    wyczekany długo
    zapakuję na rower
    i książkę i pióro

    I gdzieś za miastem
    tuż po bladym świcie
    na rowerze z wiatrem
    zarzucę kotwicę.

    I niech mnie kołą
    poniosą na lasy
    na łąki tak barwne
    jak w słońcu arrasy

    Ja skrzydła mych marzeń
    rozłożę ogromne
    niech się zmysły nasycą
    puki są przytomne.

    I pióro wyjmę za miastem
    by napisać skrycie,
    że rower potrzebny mi jest,
    jak każdemu życie

    Chcę mieć coś z chwili wolnego dla siebie
    nie pędzić do pracy bez tchu
    i wciąż biegiem.

    Koła niech niosą na marzeń polany
    chcę dać odpocząć zmysłom
    zerwać te kajdany

    co pętają zmysły
    tym miastem zmęczone
    niech w świat na rowerze
    ruszą wyzwolone!

    eVe




    ReplyDelete
  57. Na miejskim rowerze
    Całe miasto przemierzę
    Będę podziwiać stare kamieniczki
    Odwiedzę wszystkie kręte uliczki.

    Żeby zadać większego szyku
    Przewiozę moją kotkę w koszyku
    Razem raźniej nam będzie podróżować
    Nie lubimy przecież próżnować.

    Lubimy przejażdżki oraz wszelki ruch
    Mój rower rozmiecie niepotrzebny tłuszczyk w puch
    A jego mięciutki siodełko
    Pożegnać pozwoli całe sadełko.

    Lirith

    kasienka780@op.pl

    ReplyDelete
  58. Zielona strona miasta tak brzmiałoby motto przewodnie mojego idealnego dnia na rowerze miejskim. W domu dobre acz lekkie śniadanie, tak by sił starczyło ale i zabawy na rowerze nie zabiło. Do tego miłe towarzystwo, plecak z prowiantem spakowany i wymarzony dzień już czeka przede mną do spełnienia.

    Wyruszamy w miasto, ale od strony zielonej, tak ciężko zwykle dostrzeganej z perspektywy mknących samochodów. A to, że mieszka się w mieście nie wyklucza poruszania się wśród drzew, krzewów i pobliskich łąk przy których zwykle ciągną się przejezdne ścieżki. Ale komu w drogę temu czas, najpierw ciężko bo lekko pod górkę, z jednej strony trasa, ale z drugiej rozpieszczający widok na ciągnące się łąki zwieńczone górą Dorotką na Grodźcu. Dalej już trochę lżej kilka przejazdów, żeby ominąć skrzyżowania i ronda i już znajdujemy się przy Zamku w Będzinie, w dzień widać, że jest bardzo zadbany, ale dopiero wieczorem wyjdzie na jaw jego prawdziwe piękno za sprawą bajecznego oświetlenia przenoszącego widza w świat fantazji.

    Wzdłuż zamku ciągnie się rzeka oraz ścieżka ściśle do niej przylegająca położona na otaczających ją wałach. To nią będziemy się poruszać, humory nam dopisują, a rzekę trzeba co 500 metrów przekraczać mostkami, bo ścieżki są raz z jednej raz z drugiej strony. Mijamy ogródki działkowe, które cudownie pachną i kuszą dojrzewającymi owocami w naszych głowach już tworzą się nowe pomysły na wycieczki rowerowe. Ale jedziemy dalej, mijamy rodziców z dziećmi także jadących na rowerach mile się do siebie uśmiechamy dodatkowo podnosząc ręce w geście pozdrowień. Tak miło wyrwać sie z miasta i docenić te drobne przyjemności. Po drodze spotykamy jeszcze wiele ciekawych osobowości, w tym dzieciaki puszczające własnoręcznie wykonane łódki z tego co akurat znalazły przy zaporze. To takie fajne jak wracają wspomnienia z naszego dzieciństwa, każde z nas takie rzeczy robiło i miło podzielić się wzajemnie swoimi opowieściami.

    Nawet nie wiem kiedy minął nam czas i znajdujemy się przy wjeździe do parku Zielona w Dąbrowie Górniczej. Tutaj można wynająć kajaki, jest też boisko do siatkówki, już wiemy, gdzie spędzimy kolejną wolną sobotę. Przez park szybko przejeżdżamy, po małych mostkach i między uroczo wykonanymi kwietnikami, wiemy, że zaraz spotka nas nagroda, bo ogródkami zaczynają się potężne jeziora Pogorii. To tutaj widać jak wiele osób uprawia sport, jaką przyjemność i im i nam sprawia przebywanie na łonie natury. Objeżdżamy jezioro i zatrzymujemy się przy drewnianym domku. To w zasadzie duże zadaszenie na drewnianych balach zbudowane, by można było schować się przed deszczem. Przypinamy rowery i rozkładamy się na pobliskich jednym z wielu pomoście. Zabieramy się za posiłek oglądając jak dobrze ludzie się bawią żeglując i próbując pierwszych kroków na windsurfingu. Odpoczywamy, ładujemy baterie w słońcu słuchając plusku fal odbijających się od brzegu.

    Układamy dalszy plan wycieczki, planujemy objechać największy ze zbiorników, z pełnym brzuchem zapachy z grilli już nas nie będą tak nęcić i powodować burczenia w brzuchach. Po objechaniu jeziora sił nam starczy w zasadzie na powrót, ale wiemy, że czeka nas tam sowita nagroda i pięknie podświetlony Królewski Zamek Będziński. To był idealny dzień i cudowna wycieczka, a kolejne czekają na spełnienie. Dziś jednak wiem, że najpierw czeka mnie błogi sen.

    pozdrawiam
    Magdalena
    dreams3d3d@gmail.com

    ReplyDelete
  59. Na wymarzony dzień rowerowy zabrałabym siostrę Kasię, w miejsce nowoczesnego raju - na wycieczkę do Dubaju :) W spodniach alladynkach, w chustach na głowie, z zasłaniętymi ramionami zaczynamy wycieczkę naszymi miejskimi rowerami. W pierwzej kolejności podjeżdżamy pod Wieżę Arabów, najwyższy hotel opływający w luksus (u nas w stodole stoi tylko ursus - nasz swojski luksus ;) ). (Nasza wioska ma sklep GS-owski), a my teraz jedziemy na bogaty Meena Bazaar, niemalże królewski. Pełen złotej biżuterii i sukienek...no cóż, to tylko dla bogatych biznesmenek. Ruszamy dalej ku przepychowi, pod dom samego szejka Seeda Al Maktoum, (u nas wszyscy się kłaniają zamożnemu sołtysowi). Piękne muzeum ma ten włodarz, (bo nasz "szejk" sołtys to już sam stary gospodarz). I dalej w drogę ruszamy, tym razem Palmy Dżamira objeżdżamy. Przy zachodzie słońca ubóstwiamy wyspy palmowe, jakież one ekskluzywne i kolorowe. Naszą podróż czas zakończyć, bo już noc się zbliża, jednak my dwie zmęczone panny jedziemy jeszcze zobaczyć tańczące fontanny. Może kiedyś i u nas będą takie atrakcje, jednak na razie wspominamy po Emiratach wymarzyne rowerowe wakacje ;)

    Pozdrowienia od bujającej w obłokach Tynki;)

    ReplyDelete
  60. Wymarzony dzień na miejskim rowerze zacząłby się od rodzinnego miasta. Nic tak nie odświeża wspomnień jak powrót do miejsca, gdzie się dorastało. Przejeżdżanie ulicami, gdzie wcześniej radośnie skakałam będąc dzieckiem. Jednak podróż ta tu się nie kończy. Przecież cały świat stoi przed nami otworem. Chcemy czerpać z niego pełnymi garściami. Więc wyruszamy w głąb roślinności. Stajemy sam na sam z matką naturą. To właśnie teraz poznajemy jej prawdziwe oblicze. Jedziemy pośród łąk. Czujemy ciepłe promienie słońca, które dodają złocistego blasku naszej skórze. Zapach wiosny i wiatr we włosach sprawiają, że nie chcemy, aby ta chwila się kończyła. Pragniemy, aby dzień ten pełen radości i braku troski został z nami na zawsze. Sił w nogach nigdy nie zabraknie tak długo jak serce me bije w rytm śpiewu ptaków. Zawsze będę gnać przed siebie na rowerze mimo przeszkód na drodze. Dzień się nigdy nie skończy, gdy będę jechać cały czas przed siebie podziwiając przy tym piękno tej planety. W jeden dzień mogę znaleźć się po drugiej stronie Ziemi. Trzeba tylko wierzyć w siebie. Bo to właśnie wiara sprawia, że w życiu wszystkiego dokonać możemy. Wystarczy tylko chcieć, a człowiek dokona wszystkiego nawet jeśli wydaje to nam się niemożliwe.

    Natalia
    e-mail: natalia.4532@gmail.com

    ReplyDelete
  61. Mój wymarzony dzień na rowerze? Myślę, że nie miałby końca. Pierwsze co bym zrobiła to zakupiła fotelik rowerowy dla swojego synka aby ze mną mógł podziwiać okolice naszego małego miasta. Już jakiś czas w planach miałam zakup roweru jednak nie mogłam znaleźć odpowiedniego dopóki nie poznałam marki Le Grand. Piękne rowery w pięknym stylu, na takim można pokazać się zawsze i wszędzie, i każdy będzie podziwiał jego styl i szyk. Z synem pojechalibysmy na lody ��, nad zalew, wycieczka po lesie też byłaby świetnym pomysłem. W końcu mogłabym inaczej spędzać czas niż tylko spacerując :) to byłaby wspaniała przygoda i myślę, że z ust mojego syna nie schdozilby uśmiech, to przede wszystkim o niego w tym wszystkich chodzi, aby sprawiać mu radość. :)
    Klaudia Słowikowska
    klaudia.slowikowska@gmail.com

    ReplyDelete
  62. Budzę się w jeszcze chłodnym tak wczesnym rankiem czerwcowy dzień, promienie słońca gilgoczą mi nos aż w końcu wstaję, otwieram okiennice i widzę w swojej całej okazałości Dolomity. Od razu ubieram się biorę koszyk i udaje się na mój rower. Przejeżdżając przez wąskie uliczki małej włoskiej wsi Posagno witam się z każdą mi znaną twarz i uśmiecham się z radością krzycząc głośno "Buon giorno!". Oczywiście nie mogę pominąć bazarku na którym kupuję ser, pyszne prosciutto i zahaczam o sklepik z wielkim napisem Panettiere w którym pan Giovanni już doskonale wie jaką bułęczkę mi wpakować w mój wiklinowy koszyczek. Już z pełnym koszykiem jadę pod stromą górkę aby spotkać Pietro mojego przyjaciela który codziennie rano na górce siedzi i pilnuje owiec swojego dziadka- dziś postanowiłam go odwiedzić aby zjeść z nim śniadanie. Popołudniu razem we dwójkę jedziemy koło górskiej rzeki jest niesamowicie gorąco i słonce parzy nam policzki. Szukamy cienia pod drzewem i zostawiamy tam rowery i biegniemy prosto do wody i upajamy się ochłodzeniem. Po chwili odpoczynku jedziemy do miasta tam w restauracji pracuje mama Pietro- która na obiad już zrobiła pyszne Calzone a do picia serwuje nam wodę z kropelką wina- tradycyjnie :) Po tzw. pranzo należy się odpoczynek więc już do mojego domu prowadzimy nasze rowery. Na pożegnanie jeszcze ostatni raz zjeżdżamy z górki po której się wspinałam dzisiejszego poranka z ciężkim koszykiem pełnym dobroci.

    Magdalena Sara Krawczyk
    magdalena.sara.matylda@gmail.com

    ReplyDelete
  63. Jazda na rowerze zawsze będzie kojarzyć mi się z zabawą z dzieciństwa, z której nigdy się nie wyrasta i właśnie tym dziecięcym instynktem zamierzam podążać. Swój wymarzony dzień na rowerze chciałabym przeżyć, podróżując po całym świecie i pozostając niewidzialna dla otoczenia. No, a jeśli mówimy o bardziej realnych opcjach, chciałabym trafić na opustoszałą trasę - bez żadnych samochodów i ludzi. Nie wiem czy byłaby to Hiszpania, Grecja czy nawet Polska, ale wiem, że jechałabym wzdłuż wybrzeża. Co jakiś czas podziwiałabym zielone tereny, ale jedynie w przerwach między chłonięciem oczami wszystkich odcieni niebieskiego, nieba zlanego z morzem. Chciałabym także, aby pogoda pokazała mi wszystkie swoje oblicza. 1 minuta burzy, żaru, silnego wiatru, deszczu, lekkiego deszczu, tęczy i rześkości itd. Wtedy miałabym pewność, że doświadczyłam wszystkiego co mogła dać mi natura. Że 'pokonałam' te wszystkie przeciwności. Jechałabym tylko przed siebie, czułabym ten przysłowiowy wiatr we włosach, spieczoną od słońca skórę napotykającą krople wody przeniesione przez wiatr od strony morza, i chwilę oddechu od normalnego życia, które gdybyśmy tylko się postarali mogłoby właśnie tak wyglądać :) Koniec byłby jeszcze bardziej oczywisty: żar lejący się z nieba, podbieg do skał i ....skok do zimnej wody. To uczucie błogości byłoby z pewnością nie do opisania. A w drodze powrotnej? Zakupy w sklepie plastycznym i całonocne malowanie tego wszystkiego, co udałoby mi się tego dnia przeżyć. Och tak, taki dzień mi się marzy...

    ad.pogodzinska@gmail.com

    ReplyDelete
  64. Patrząc na ten bajkowo miętowy rower z koszykiem na przodzie moje marzenia nabierają kolorów i aż uśmiecham się do siebie na samą myśl, gdzie bym przemierzała, gdybym go miała. Mówi się: "chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz Mu o swoich planach". Dlatego często mam obawy mówić, co bym chciała i samo branie udziału w tym konkursie mówi samo za siebie. Skromnie mówiąc, gdybym miała zaszczyt mieć taki rower to nie omieszkałabym się przejechać po moim mieście jako chrzest bojowy, omijając sklepy, kawiarnie, ludzi na ulicy, uśmiechałabym się serdecznie do wszystkich, bo wiem, że byłabym szczęśliwa. Nawet mimo deszczu i złej pogody, sam kolor tego roweru nie daje powodów do złego samopoczucia. Wręcz przeciwnie. Każdy powód jest dobry, aby zasiąść tego miętowego "rumaka" i ruszyć przed siebie :) Jeździłabym całe dnie i nie tylko po mieście, lecz również do pobliskiego lasu, gdzie pośród natury jest cicho i przyjemnie, czas płynie błogo i można się w tym miejscu "delektować" jazdą na rowerze i lepiej poznać swojego nowego, miętowego przyjaciela. Gosia margheritawalecka@wp.pl

    ReplyDelete
  65. Łał! Taki rower to też moje marzenie, pięknie i tak dziewczęco wyglądasz. <3

    ---------------------------
    http://fashionelja.pl

    ReplyDelete
  66. Jest piękny majowy poranek. Moja kotka już mruczy mi nad uchem domagając się śniadania. Przeciągam się lekko na łóżku by choć przez chwilę zatrzymać resztki snu. Pośpiesznie wstaję ponaglana przez Lunę i także pośpiesznie jem płatki z mlekiem. Wychodzę zostawiając za sobą pusty dom. Z garażu wyciągam rower i już wiem, że będzie to wspaniały dzień. Pierwszym punktem mojej rowerowej wycieczki jest pobliski park ze stawem. Uwielbiam pędzić po parku słuchając śpiewu ptaków połączonego z wesołym upominaniem dzieci przez rodziców by nie przekarmiały kaczek pływających w stawie. Robię trzy rundki wokół parku i wyjeżdżam na ulicę w mieście, która najbardziej tętni życiem. Jest niedziela więc całe rodziny powychodziły by choć na chwilę się zatrzymać i spędzić razem czas po całym tygodniu pracy. Ja mknę między ludźmi, lekki podmuch wiatru rozwiewa moje rozpuszczone włosy, a jeszcze wczesne promienie majowego słońca ogrzewają moją bladą twarz. Jadąc na rowerze rozglądam się i widzę dookoła pełno uśmiechniętych ludzi..tu kwiaciarka z wielkim słomianym kapeluszem na głowie sprzedaje świeże kwiaty, obok chłopiec w koszulce ze Spidermanem ciągnie swoją mamę za rękę by ta przestała w końcu rozmawiać z koleżanką i zobaczyła te super klocki na witrynie pobliskiego sklepu, a jeszcze dalej starszy Pan karmi bezpańskiego psa. Ja dalej gnam przed siebie i czuję się wolna, nic mnie nie trzyma, jestem tylko ja i mój rower. Zatrzymuję się tylko na chwile przed kościołem. Zsiadam z roweru i wchodzę do środka. Wewnątrz jest dużo chłodniej niż na dworze, ale nie przejmuję się tym. Siadam do ławki i modlę się, po chwili opuszczam kościół. Dalszą część mojej podróży spędzam poza miastem. Mijam kolejno wieś za wsią, obserwuje po drodze ludzi pracujących na swoich gospodarstwach. Nagle niefortunnie najeżdżam na kamień przez co spada mi łańcuch w rowerze. Swoja pomoc oferuje mi przystojny wiejski młodzieniec, jego dłonie tak sprawnie pracują, że po chwili znów mogę mknąć przed siebie. Kiedy nareszcie osiągam cel swojej wycieczki, a jest nim Zalew Siedlecki zsiadam z roweru zdejmuję buty i idę po ciepłym piasku na molo. Zanurzam stopy w chłodnej wodzie i rozkoszuję się chwilą. Po półgodzinnym odpoczynku czas wracać więc wsiadam z powrotem na rower i jadę, po drodze zatrzymując się tylko na obiad w niedalekiej restauracji. Tak, to był wspaniały dzień! Ola olanawrocka196@interia.pl

    ReplyDelete
  67. Moją miłość spotkałam jadącego rowerem która trwa już 19lat sprawiła ze wspólnie lubimy spędzać aktywnie czas a do pełni szczęścia brakuje mi tak pięknego rowerku na wspólne przejażdzki z miejscem na kocym i kiść winogron którymi mozna si€ delektować na łonie natury spędzonej we dwoje.sylwiadb16@gmail.com

    ReplyDelete
  68. Moją miłość spotkałam jadącego rowerem która trwa już 19lat sprawiła ze wspólnie lubimy spędzać aktywnie czas a do pełni szczęścia brakuje mi tak pięknego rowerku na wspólne przejażdzki z miejscem na kocym i kiść winogron którymi mozna si€ delektować na łonie natury spędzonej we dwoje.sylwiadb16@gmail.com

    ReplyDelete
  69. Omg, you look so pretty here!! Love the bike and I'm craving that book :D

    Love, Marie Roget | Marie Roget Shop

    ReplyDelete
  70. Wow! Darling! Your photos are just amazing <33333

    x MS
    Ukrainian Stylish Report

    ReplyDelete
  71. Godzina 7:00 rano. Otwieram oczy, siadam na łóżku. Patrzę przed siebie i widzę mój miejski rower, który czeka juz na swojego właściciela.
    - Niestety mój dwukołowy przyjacielu, musisz jeszcze chwile poczekać - pomyślałem - najpierw muszę coś zjeść.
    Godz. 8:00. Jestem po śniadaniu i pełen energii. Staję na przeciw rowerka i mówię do niego:
    - Mój dobry druhu, czas sie trochę zabawić.
    Wychodzę na dwór trzymając za kierownicę mojego kompana.
    - No to do dzieła, przygoda na nas czeka! - krzyczę podekscytowany wskakując na mięciutkie siodełko mojego przyjaciela.
    Pierwsza godz jazdy przebiegła spokojnie i bez szaleństw.
    - Trzeba najpierw rozgrzać mięśnie, aby potem móc troszkę depnąć na pedał – pomyślałem podziwiając widoki.
    Zbliżała się godz 10:00. Pomyślałem, że trzeba troszkę przyspieszyć. Podniosłem się z siodełka i z większą siłą zacząłem naciskać na pedał. Nabrałem prędkości i ponownie umiejscowiłem się w skórzanym siodełku.
    - Kumplu mój, zasuwamy jak szaleni - powiedziałem do rowerka. W takim tempie minęła kolejna godz.
    O godz 11:00 postanowiłem zrobić sobie przerwę.
    - O, tutaj będzie idealne miejsce, aby wypocząć i coś przekąsić - pomyślałem zbliżając się do knajpy przy wyjeździe z lasu.
    Zostawiłem rower przed wejściem. Wszedłem do środka, od razu chwytając za menu.
    - Poproszę ryż z kurczakiem - powiedziałem do kelnerki i usiadłem przy stole.
    Nagle w wejściu pojawia się podejrzany typ. Podchodzi do lady i mówi do kelnerki:
    - Ty laska daj na zeszyt dwa piwa!
    - Nie mogę, bo szef mnie wyrzuci - odpowiedziała wystraszona kelnerka.
    - Dawaj mówię! - powiedział mężczyzna.
    Nie mogłem bezczynnie przyglądać się takiej sytuacji, więc wstałem od stołu i powiedziałem:
    - Pani powiedziała, że nie da na kreskę piwa, więc proszę zapłacić albo opuścić lokal!
    - Do mnie bijesz? - zapytał nieproszony gość.
    - A owszem - odpowiedziałem..
    - Wychodzimy na zewnątrz – powiedział wkurzony.
    Przyjąłem wyzwanie. Cała akcja trwała bardzo krótko, powaliłem gościa jednym ciosem, a on leżąc na ziemi i trzymając się za nos powiedział tylko "przepraszam" po czym wstał i oddalił się od knajpy.
    Całej sytuacji przyglądała się kelnerka. Podeszła do mnie i powiedziała:
    - Dziękuję, że się za mną wstawiłeś. Jestem Ania.
    - A ja Kuba - odpowiedziałem zawstydzony.
    - Kończę o godz. 14:00, może odprowadzisz mnie do domu? Mieszkam pół godziny drogi stąd.
    - OK - odparłem - ale po co iść, mam świetny rower z bagażnikiem wygodniejszym od niejednego fotela - zażartowałem.
    - O, piękny rower - odpowiedziała uśmiechnięta.
    Nadeszła godz 14:00. Ania wyszła, a ja czekałem przed lokalem na swoim rowerze.
    - Nie bój się, rower jest wygodny, a ja jeżdżę bezpiecznie. Wsiadaj na tył a torebkę daj mi. Wsadzę ją do koszyka znajdującego się na kierownicy - powiedziałem zachęcająco.
    I tak pomału jechałem trasą wskazaną przez dziewczynę. Pokierowała mnie na pewne wzgórze, po czym zaproponowała, aby chwilę odpocząć podziwiając widoki.
    - Nie spieszy mi się do domu, a tutaj jest naprawdę miło, zobaczysz - powiedziała.
    Zatrzymałem się we wskazanym miejscu, po czym zeszliśmy z roweru i usiedliśmy na trawce.
    Siedzieliśmy tak wpatrzeni w krajobrazy i rozmawialiśmy o głupotach, tak jakbyśmy znali się całe życie.Nie zauważyłem kiedy minęła godzina 18:00.
    - Muszę wracać do domu, pewnie mama się o mnie martwi - powiedziała dziewczyna podnosząc się jednocześnie z ziemi.
    - Rozumiem - odpowiedziałem chwytając rower za kierownicę.
    Odwiozłem dziewczynę pod dom.
    - Jeszcze raz dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś - po tych słowach pocałowała mnie delikatnie w policzek.
    - Nie ma sprawy, miło było Cię poznać - odpowiedziałem zawstydzony
    Po takim pożegnaniu z uśmiechem na twarzy rozpocząłem podróż w stronę domu.
    - To był bardzo udany dzień mój przyjacielu. Kolejna przygoda za nami - powiedziałem zwracając się do mojego jednośladu.
    Po powrocie do domu, ciepłej kąpieli i pysznej kolacji położyłem się do łóżka. W myślach miałem tylko twarz pięknej nowo poznanej dziewczyny. Zastanawia mnie tylko jedno, czy gdybym miał zwykłego „składaka” to czy też by się ze mną przejechała.
    jakub.nonas@wp.pl

    ReplyDelete

  72. Stunning photos!!! You look fabulous as always! Love your outfit and especially the chic dress!
    Have a lovely day :-)

    ReplyDelete
  73. Hej! Mam na imie Sandra. Opisze Wam jak wyglada moj dzien w wielkim miescie:
    Godzina 6.00 dzwoni budzik, ja jak zwykle zaspana przelaczam na 3krotna drzemke i w koncu krotko przed 7 zrywam sie i w pospiechu pedze na autobus…widze jego serdeczny tyl..czekam na nastepny autobus, ktory nie przyjezdza na czas. W koncu jest, zapchany, pelny takich jak ja ludzi, ktorzy dzis postanowili sie wyspac, wleczemy sie i po 25 minutach osiagam moj cel. O 12 lece na lunch z przyjaciolka. Dojscie do knajpki,w ktorej sie umowilysmy zajmuje mi jakies 10 minut mojej cennen przerwy. Jemy w pospiechu, ustalajac plany na wekend, zanim zobacze dno talerza musze sie zrywac i pedzic spowrotem do biura. Slonce siweci dzis jak szalone, upocilam, sie i do 16 jest mi w pracy juz dosc nieprzyjemnie. Po pracy jade moim nie-ukochanym, pelnym, powolnym autobusem do domu, po drodze robie zakupy spozywcze – siatki ciaza mi jak szalone, ramiona staja sie coraz dluzsze. Mam dosc, ale ciagle obiecuje sobie, ze dzis zrobie cos dla ciala – SPORT! Docieram do domu, dzownie do mamy i blagam ja aby pozyczyla mi samochod – na silownie nie pojade autobusem, nie ma mowy! W dodatku zaczelo padac…Podbiegam do mamy, pozyczam auto, jade na silownie. Super – endorfiny wyzwolone, po h treningu moge jechac do domu ;) Juz pod samym blokiem, na skrzyzowaniu widze mojego sasiada – macha do mnie przyjaznie i usmiecha sie – ale co to…kurcze! Nie zauwazylam wielkiej kaluzy i ochlapuje mojego sasiada. Jest caly mokry od stop po czubek czola…strasznie mi glupio. Jedno jest pewne – nastepnym razem nie bedzie juz tak przyjaznie machal. Zmeczona i z wyrzutami sumienia padam na lozko. Zasypiam i w nocy sni mi sie koszmar komunikacji miejskiej, korki, czerwone swiatla…Przebudzam sie, pije szklanke wody, mysle sobie – JUTRO KUPISZ ROWER! Zapadam w gleboki sen, i sni mi sie moj wymarzony dzien na miejskim rowerze:
    Godzina 6.00 dzwoni budzik, ja jak zwykle zaspana przelacza na 3krotna drzemke i w koncu krotko przed 7 wstaje spokojnie i bez pospiechu. Zaparzam kawe. Nie martwia mnie korki, ani uciekajace autobusy, bo wiem, ze zaraz wsiade na mojego pieknego pastelowego jednoslada i pojade do pracy mijajac wszystkich zdenerwowanych kierowocw stojacych w korku i ludzi przycisnietych do szyb autobusu…Jade i mijam autobus mojej lini, kierowca chyba wstal lewa noga, bo mine ma nietega. Pedze scierzka rowerowa i doscieram pod samiutkie drzwi mojego biura, przypinam rowerek i z usmiechem zaczynam dzien pracy. O – juz 12 – lece na lunch z przyjaciolka. Dojazd rowerem do knajpki w ktorej sie umowilysmy zajmuje mi jakies 3 minuty. Mamy kupe czasu, jemy spokojnie smiejac sie i plotkujac, a gdy juz zjemy ustalamy plany na wekend. Przerwa zbliza sie ku koncowi, wiec wsiadam na rower i jade znow do pracy. Do 16 tupie nozkami pod biurkiem bo nie moge sie doczekac, kiedy znow wsiade na moj rower. Po drodze miedzy moim domem a praca jest tyle pieknych budynkow i ciekawych miejsc. Nigdy wczesniej nie zwrocilam na nie uwagi przez okno autobusu…Po drodze robie jeszcze zakupy. Dzis kupilam duzo wiecej niz zwykle, wszystko jednak idealnie miesci sie w koszyku oraz w mojej super kolorowej sakwie rowerowej. Po powrocie do domu mam sporo wolnego czasu. Zrobilam cos dla ciala – SPORT. Te km do pracy i spowrotem serio daja w kosc :) Jednak postanawiam jeszcze raz pojechac rowerem i odwiedzic moja mame. Wioze jej kwiatki w podziece, za to ze czesto pozyczala mi samochod. Kwiatki wsadzam do koszyka - piwonie pieknie komponuja sie z moim cudownym rowerem. Wracajac od mamy juz pod samym blokiem na skrzyzowaniu widze mojego sasiada – macha do mnie przyjaznie i usmiecha sie! Zwalniam tepa i krzycze "wskakuj"! Ostatnie 300 m wioze go na bagazniku, smiejemy sie przy tym jak dzieciaki! Zmeczona i cala w skowronkach padam na lozko. Zasypiam. W nocy snia mi sie sciezki rowerowe, niepoznane jeszcze szlaki i cala masa przystojnych rowerzystow ;)
    Swietne zdjecia - piekna kobieta i cudny rower! Nie moglo wyjsc inaczej :) Pozdrawiam! (Sandradobrzynska@gmail.com)

    ReplyDelete
  74. Jazdę na rowerze polubiłam w wieku 8 lat, kiedy dostałam swój wymarzony, różowy rower na komunię. Od tego czasu uwielbiam na nim jeździć. Mimo, że powinnam już zaopatrzyć się w nowy rower, 18 lat na karku to najwyższa pora, to i tak ciągle męczę ten stary.
    Mój wymarzony dzień na rowerze
    Poranna pobudka, lekki trening i hop wsiadam na mojego staruszka. Jadę przez miasto, czuję wiatr we włosach... Żyję po prostu. Jest ciepło, pogoda dopisuje. Miły start dnia zapowiada kolejne przygody. Na moim rowerku docieram do pracy. Tam odstawiam go ale nie na długo , bowiem zajmuję się rozwożeniem gazet. Jadę więc dalej. Ludzie patrzą na mnie z uśmiechem. Pewnie w ich oczach wyglądam jak mała dziewczynka. Fakt.Biała, koronkowa sukienka i różowy rower nie dodają powagi. Jadąc tak od domu do domu, rozmyślam jak to fajnie było w dzieciństwie kiedy tata uczył mnie jazdy na rowerze. Bałam się, że upadnę i cos sobie zrobię. Pamiętam moment kiedy zdjęliśmy dodatkowe kółka i tata puścił rower razem ze mną. Na początku byłam wściekła. potem miałam satysfakcję z wygranej ze strachem. Wracając do mojego dnia. Po skończeniu pracy wróciłam do domu. Tam podczas wieczornej toalety, postanowiłam się zważyć. Jakoś tak od miesiąca wszędzie jeździłam rowerem, byłam ciekawa czy będą efekty. O dziwo były. Waga trochę spadła, a ja właściwie czułam się lepiej niż kiedy jeździłam autobusem. Hmm. Kładąc się spać myślałam o wakacjach. postanowiłam, że wycieczka rowerowa to jest to!

    ReplyDelete
  75. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  76. Gdy wstaję rano i otwieram oczy swoje
    Patrzę na rower i mowię, popołudnie będzie twoje,
    Po wypiciu kawki na rower siadam,
    i widzę jak każdy mój rower bada,
    Na moim góralu nikt się nie rozglądał,
    tylko co najwyżej na kolorowy ubiór spoglądał.
    Siedzę wreszcie prosto jadąc z klasą dumnie,
    I mój piesek w koszyku rownież wygląda cudnie,
    Czuję się wspaniałe gdy słońce świeci,
    i za pięknym rowerem rozglądają się nie tylko dziecI
    Taka jazda mija zdecydowanie przyjemnie
    I dlatego chcę pozbyć się dotychczasowego roweru nikczemnie.
    (ilonagoca@tlen.pl)

    ReplyDelete
  77. Jeżeli myślę o wycieczce rowerowej, to w głowie mam tylko mój ukochany Wrocław, który niestety widuje raz do roku- gorące słońce, cudowne powietrze i urocze widoki. Swoją podróż pewnie zaczęłabym od parku Magnolia- tam z książką w jednej ręcę i kawą w drugiej zaczęłabym mój dzień i moją podróż. Później napewno trafiłabym do parku Południowego, bo zazyczaj tak wygląda moja podróż kiedy mam ze sobą dobrą książkę- zaczynam ją w jednym miejscu, a gdy słońce już za mocno świeci mi w kartki trafiam do parku. Potem oczywiście bym zgłodniała, ale zamiast się obżerać razem z moim rowerkiem pojechałabym na lody orzechowe za Arkady- zawsze chciałam podziwiać te okolice na rowerze, tym bardziej, że jest tam spory kawałek drogi przyjaznej rowerzystom. Oczywiście na koniec trafiłabym tam gdzie trafiam zawsze gdy jestem w tych okolicach- na rynek, gdzie przy gasnącym słońcu kupowałabym repliki obrazów, których zawsze jest sporo przy fontannie. Pewnie tak obładowana obrazami w koszyku wracałabym do domu- najszczęśliwsza i zdecydowanie spełniona, że mogłam połączyć się z całym pięknem tego miasta.

    ReplyDelete
  78. Moja miłość do Polski przejawia się tym, że wakacje i czas wolny najchętniej spędzam w ojczystym kraju. Najpierw wyszukuję na mapie ciekawe perełki warte odwiedzenia, a potem aktywnie spędzam swój czas mając ciągle wiatr we włosach i piasek w butach. Mój wymarzony dzień na miejskim rowerze chciałabym spędzić przemierzając trasę rowerową po naszym Półwyspie Helskim. Ja i mój rower zawsze nadajemy na tych samych falach, dlatego nie straszne nam MORZE kilometrów i gorące słońce. Będąc w trasie i podziwiając niesamowite widoki zawsze jestem w dobrym huMORZE! Trasa przebiega głównie przez asfaltowe drogi lub specjalne trasy rowerowe. Jestem zachwycona widokiem MORZA, łódek i piaszczystej plaży. Trasa po Półwyspie Helskim to dla mnie MORZE niespodzianek, z przerwami na kolorowe lody i pyszne gofry z bitą śmietaną. Droga do Helu prowadzi mnie przez las otoczony malowniczo zalesionymi wydmami – w oddali słychać ciągle szum MORZA. Jest on niczym miłosny list w butelce, który sprawia przyjemność i całe MORZE radości. Docierając na miejsce na chwilę żegnam się z moim landrowerem i postanawiam zwiedzić latarnię morską. Widok MORZA z wysokości ponad czterdziestu metrów jest N I E S A M O W I T Y! Większość czasu zabrała mi przejażdżka rowerem w stronę Helu, dlatego zdążę jeszcze zwiedzić jedynie Fokarium. Nie ma w tej chwili nic piękniejszego niż małe i duże foczki, które cieszą się z porcji świeżych ryb niczym ja z mojej dzisiejszej wycieczki rowerowej! Uważam, że dalsze MORZE słów jest zbędne – był to magiczy dzień na moim landrowerze :D!

    ReplyDelete
  79. Słońce powoli unosiło się znad linii wody wyłaniając świat z mroku. Kiedy pierwsze promienie padły na twarz młodej dziewczyny skrzywiła się lekko i zasłoniła oczy. Zsunęła z głowy okulary przeciwsłoneczne i nasunęła je na nos. Teraz mogła już spokojnie jechać dalej. Jej ukochany miejski rower mknął wzdłuż Wisły ścigając się z rozpraszającym cienie światłem. Lekki letni wietrzyk rozwiewał jej czarne długie włosy. Wiedziała że nie musi się spieszyć, bo nareszcie ma dzień tylko dla siebie, ale i tak szkoda jej było każdej chwili wolności.
    Po jakiejś godzinnie relaksacyjnej jazdy nadszedł czas na śniadanie. Zatrzymała się więc i wyjęła z zaczepionego na kierownicy roweru koszyczka plecaczek z jedzeniem. Usiadła pod drzewem i rozkoszując się ciszą odkręciła termos z kawą.

    Nie minęła godzina a ona znów sunęła przed siebie. Wiedziała że ma przed sobą jeszcze długą drogę aby w końcu dotrzeć do celu swojej podróży. Kilometry jednak nie robiły na niej wrażenia. Wreszcie robiła to co kocha.
    Koło południa nareszcie dotarła na miejsce do niewielkie jeziorko, zdała od zgiełku miasta. Zeskoczyła szybko z roweru, zdjęła ubrania i stroju kąpielowym wskoczyła do chłodnej wody. Przepłynęła kilka długości po czym lekko zdyszana wyszła z wody. Położyła się na trawie, znów sięgnęła do torby z jedzeniem i pozwoliła słońcu się wysuszyć.
    Ochłodzona, wypoczęta i pełna nowych sił znów sięgnęła po rower. Jechała w górę, w dół, przez las i przed siebie. Bez celu, bez pośpiechu, po prostu po to żeby jechać.
    Mijała małe wioski i miasteczka zatrzymując się w kilku sklepikach i kupując świrze truskawki na targu, a kiedy dzień zbliżał się ku wieczorowi zawróciła nad jezioro. Chciała znowu poczuć na skórze dotyk wody.
    Po kąpieli ułożyła się na trawie i zasnęła. Obudził ją czuły dotyk palców na policzku.
    Leniwie otworzyła oczy ale zdążyła ujrzeć tylko dzikie, pienne oczy zanim silne ramiona wzięły ją w objęcia, a do jej ust przywarły inne usta w czułym i namiętnym pocałunku.
    - Jesteś już – powiedziała ona i wtuliła się w pierś swojego mężczyzny.
    - Jestem – od powiedział całując ją po twarzy.
    - Więc teraz tan dzień naprawdę jest już idealny – szepnęła przytulając się mocniej i patrząc na rozbity namiot oraz dwa rowery niknące w promieniach zachodzącego słońca.

    ReplyDelete
  80. Moj wymarzony dzien na miejskiej rowerze,
    Spędziłabym myśląc o kawalerze.
    Jak skupić na sobie uwagę fajnego chłopaka
    Gdy uroda juz nie taka?
    A wiec powiem wam drogie dziewczyny,
    Jest na to sposób - jeden, jedyny!
    Gdybym nowy rower wygrała
    Na przejażdżkę bym sie wybrała.
    Mogłabym w końcu niczym księżniczka,
    Mknąć po zatłoczonych, miejskich uliczkach.
    Stylowe manetki, błyszcząca rama....
    O takiej marzy prawdziwa dama!
    Gdyby do tego założyć sukienkę,
    To by i rycerz poprosił o rękę.
    Bo niestety prawda jest taka,
    Ze gdy posiadasz starego rumaka,
    Nieprędko znajdziesz sobie chłopaka.
    Wiec jeśli chcecie zakochać sie szczerze
    To tylko na miejskim Le Grand rowerze!

    Agnieszka Krawczyńska

    ReplyDelete
  81. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  82. Czy kawa o wschodzie słońca smakuje dokładnie tak, jak ta w pracy, wypita zupełnie w biegu i bez większego zastanowienia? Chyba właśnie bezczelnie porównałam dwa zupełnie inne smaki. Kiedy wszyscy dość mocno chrapią, śnią o nieprzyzwoitych rzeczach, ja wychodzę z kubkiem gorącej kawy i podziwiam wschód słońca w moim mieście. Jest cicho, jeszcze czuć spokój w powietrzu, mimo, że na ulicach widać pojedyncze samochody. Mój głos jakby nie doszedł jeszcze do siebie, ale chyba dlatego lubie te poranki- wszystko staje się wyjątkowe. Do ulubionej piekarni mam kilka dobrych kilometrów, ale w tym jej cały urok, mała, rodzinna, zdala od centrum miasta, z niesamowitymi wypiekami pewnej uśmiechniętej starszej pani. Wsiadam na mój nowy rower, na którego mówię Rumak i mknę pustymi uliczkami, otoczonymi promieniami wschodzącego słońca. Wiatr plącze moje kręcone włosy, a ja w sumie bez żadnego wysiłku, jadę omijając wielkie galerie handlowe, wieżowce i inne "miastowe" rzeczy. Na Rumaku czuję się pewnie, ma duże koła, które z gracją przemieszczają się pomiędzy ścieżkami dla rowerów. Omijam kilku śmiałków, którzy chyba jadą do pracy, bo miny mają nie tęgie. Mój Rumak zasługuje na bycie numerem jeden, nie zostaniemy w tyle szarych, być może doświadczonych życiem ludzi. Kilku przechodniów zerka na mój rower i delikatnie się uśmiechają, obracając za nim głowę i może w duszy troszkę mi zazdroszcząc. Ale nic w tym złego. Jest jeszcze jedno miejsce, które mijam do drodze i zawsze przystaję, zbliżam się tam i żeby tradycji stało się zadość, proszę pana Stefana o kilka dobrych, świeżych pomidorów i trzy jabłka. Stoi tu od samego rana i dorabia sobie do emerytury, wyróżnia się niebywałym poczuciem humoru, pasją i dobrym serduszkiem. Dwa jabłka dla mnie i dla męża, ale jest jeszcze jedno... Mój Rumak ma jeszcze sporo miejsca w koszyku, zostawiam go tuż przy drzwiach mojego docelowego miejsca. Pani Stasia z piekarni doskonale mnie zna i wie po co przyjeżdżam, nie muszę nic mówić, pakuje mi moje ulubione wypieki i ciasto niespodziankę. Wreszcie mój koszyk w rowerze wypełniony jest świeżymi, idealnie pachnącymi wypiekami i warzywami z prawdziwego ogrodu. Teraz prezentuje się w pełni elegancko i tak, jak sobie tylko wymarzyłam. Wracając do domu spotykam bezdomnego, który ma wyjątkowo smutne oczy, a mimo to krzyczy "miłego dnia panienko", bez zastanowienia przystanęłam i oddałam mu jabłko i świeżą bułkę z mojego koszyczka. "Dziękuję, dobra duszyczko, dobro powraca", ten dzień to istne szaleństwo. Przejeżdżając przez park bezpośrednio przy moim mieszkanku, troszkę przyspieszam i zarówno ja, jak i mój rumak właśnie czujemy się szczęśliwi na sto procent! Misja idealny poranek z Rumakiem została zakończona. Czy życie może być piękniejsze?

    ReplyDelete
  83. moj idealny dzien na rowerze miejskim to taki, gdzie wiem, ze rower jest wygodny sprawny i słoneczny. od rana jade na zakupy spożywcze. dzieki rowerowi moge przewiesc bez problemu produkty :) nastepnie jazda do parku, a w trakcie jazdy zwiedzanie miasta mojego rodzinnego , gdzie mijam różne instytucje kulturalne, miejsca rekreacji publicznej, oczywiście nie zapominając o odwiedzeniu bliskich przyjaciół :) Chwila rozmowy i dalej jedziemy w kierunku parku. a tam pełen relaks, leżaczek coś zimnego do picia i pzrekąski. wszyscy przyjechaliśmy rowerami i wspólnie rozmawiamy o wszystkim. na koniec rozjeżdżamy sie do domów razem na anszych rowerach, które ułatwiają transport do potzrebnych nam miejsc w mieście.

    ReplyDelete
  84. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  85. Mam dobry pomysł na rowerową wyprawę, ale najpierw przenieśmy się w czasie!
    Cofnijmy się do czasów PRL-u. Pobudka o 10, bo przecież jest sobota, a my napisaliśmy już wszystkie matury. Szybki prysznic, wygodny kok na czubku głowy i odrobina różu na policzkach. Szybkie spojrzenie za okno - pogoda dopisuje. Zakładam jeansy i bluzkę w kwiaty od cioci z Ameryki. Jestem gotowa do wyjścia. Wsiadam na rower, miejskie Wigry 3 w kolorze czerwonym. Jadę w umówione miejsce, pod Zodiak w Warszawie. On już czeka na swoim wysłużonym Romecie, trzymając w ręce goździki. Policzki się zaczerwieniły, co z pewnością zauważył, nawet pod warstwą brzoskwiniowego różu. Jadąc na piknik, zahaczamy o Pewex. Za kilka dolarów wyciągniętych z małego pudełeczka schowanego pod łóżkiem, kupujemy trochę przysmaków, słodycze i colę. Po znalezieniu kawałka zieleni, rozkładamy gruby, kraciasty koc w wolnym miejscu. Rozmawiamy godzinami patrząc sobie głęboko w oczy, śmiejąc się co jakiś czas i popijając gazowany napój. To pierwszy, spokojny dzień po maturach. W końcu możemy się zrelaksować i pobyć razem, nie czując stresu i niepewności związanej z nadchodzącymi dniami. Jesteśmy wolni! Dzień mija w mgnieniu oka. Robi się ciemno, ale żadne z nas nie chce jeszcze wracać. Podnosimy nasze wehikuły leżące na trawie. Włączamy lampki działające na dynamo i jedziemy nad Wisłę. Niezapomniane widoki pod osłoną nocy, których nie uwieczniliśmy na nowoczesnych smartfonach, nie wysłaliśmy zdjęć do znajomych, nie wrzuciliśmy informacji na facebooka. Wykorzystaliśmy ten czas dla siebie. Nic nie odrywało nas od podziwiana tego, co nas otacza. Po wszystkim wchodzę do szarej, ciemnej bramy, stawiam rower na półpiętrze. Cicho przekręcam klucz w zamku. W ręce trzymam zwiędnięte, ale najpiękniejsze na świecie goździki, przez które serce bije mocniej.


    Oto mój idealny dzień na rowerze!

    Daria (mdaria1994@gmail.com)

    ReplyDelete
  86. These photos are absolutely beautiful! I love the summertime look. :)

    Best,
    Christina

    Looks by Lau

    ReplyDelete
  87. Koło za kołem kręci się Kross'em-
    choć sama ust nie ma to jakoś pod nosem
    wzdycha i jęczy szprycha od koła,
    choć winna być szczęśliwą,to jednak ma doła.
    -Mam jedno małe, acz wielkie marzenie,
    pojechać do miejsca, skąd wzięłam swe korzenie.
    Koło rowerowe na szprychę spojrzało,
    chyba coś między nimi mocno się zadziało.
    -Hmm...Niezła z ciebie szprycha- pojadę z tobą dzisiaj.
    -W takim razie jedziemy prosto do Przasnysza!
    Oto jest moja przejażdżka wymarzona,
    choć przez lata niestety na potem odłożona.
    Czy wiesz, że to tam z montażowej hali
    uniosłam się przez Polskę na europejskiej fali?
    Tam przez obręczownię i widelce rowerowe
    wjechałam razem z kołem na szlaki terenowe.
    Ach, jakież tam modele,dech zapiera w szprysze,
    kiedy niczym poliglota nazwy owe słyszę:
    moderato, presto, pulso, vento,enduro.
    Nie chciałbyś być, mój mały, jedną taką furą?
    Transiberian, Trans atlantic, India, Pacific, arctica
    Czy słysząc nazwy takie, w łańcuchu cię nie zatyka?
    Będąc już u kresu przejażdżki, rowerowa szprycha
    ledwo mogła z wrażenia przez szprychę oddychać.
    - Cóż to teraz za zakład produkcyjny ogromny?-
    A mając umysł jeszcze o tyle przytomny,
    westchnęła z ulgą w głosie, oddając szprychy duszę:
    -Teraz umrzeć mogę, stąd się już nie ruszę.
    W głowie mojej kotłuje się pewna bliska data,
    że stąd wyjedzie rower, co także umie latać.
    A teraz koło za kołem, łańcuch go pogania,
    coś więcej niż zwykłą przejażdżkę ma do ofiarowania...
    mundo45@interia.pl



    ReplyDelete
  88. Idealny dzień na rowerze Le Grand idealnie nieidealnej dziewczyny, o którym marzę.

    Tego wymarzonego ranka wywlekając się, a raczej spadając z łóżka z hukiem, spadłabym z większą gracją niż zazwyczaj,
    mówiąc ledwo żywe "Hurra". By dojechać na rowerze na uczelnie, wstałabym pół godziny wcześniej,
    pewnie właśnie o tym wczesnych wstawaniu marzę i śnię każdej nocy. Pierwsze co zrobię, to kupię te ładne śliczne kwiatki do koszyka, przez które potem mój chłopak zawsze będzie się wstydził ze mną pokazywać.
    Gdy tego dnia będziemy razem jechać, to wszystkie jego słowa, będę słyszała jako"Boże ale ładne mam te kwiatki" wiec mu przytaknę, bo to święta racja, na co on nie wiedząc, że go nie słucham zdziwi się, że pozwoliłam mu zaprosić pół stadionu piłkarskiego kolegów do domu na mecz. Jadąc tego dnia na rowerze na uczelnię, na pewno zacznie padać, na pewno, ja już to wszystko wiem.
    Chmura zobaczy, że jestem na rowerze, więc będzie tak jak w bajkach, w których nie pada nigdzie, a jedynie nad postacią.
    Dojadę cała mokra, ochlapana przez samochód, będę też cała z błota, bo co bym miała nie być.
    Zawsze gdy wygląda się źle, to spotyka się znajomych, ja na uczelni na szczęście spotkam tylko wszystkich.
    Jednakże będę najszczęśliwsza na świecie, ponieważ mimo wszystkim przeciwnościom losu, będę napędzona i rozpędzona najlepszą rowerową energią.
    W ten wymarzony dzień, na pewno ktoś powie mi "Hej nigdy w życiu nie proponowałem Ci, że odwiodzę Cię autem do domu,
    więc dzisiaj Ci to zaproponuję, bo masz już transport", jednak ja pójdę na mój rower być fit i fat, ponieważ mimo że jestem zmęczona, to jazda na rowerze dodaje mi energii, kocham to robić !!!
    Jadąc w deszczu ktoś krzyknie"Uwaga!Jak Pani jedzie!Zaraz się Pani zabije!", a ja nie usłyszę, co mówi
    i odpowiem szczęśliwa i zakochana w rowerze"Wiem, fajne te kwiatki mam", przypadkowo wjeżdżając w "paszczę lwa"niezauważywszy wyjadę z niej, bo będę rozmarzona jazdą.
    Potem pojadę prosto na targ, takie prosto na niby, bo przecież objadę go osiem razy i minę po drodze nawet Wieżę Eiflla i wjadę na Mount Everest, zanim
    trafię na targ, ale błądzić warto, bo przyjemna jazda trwa dłużej. Na targu kupię świeże owoce i warzywa, bo będę cieszyła się, że mam taki piękny i przydatny koszyk, a warzywa w nim będą pięknie się prezentować,
    a na obiad i tak zjem nie te warzywa, tylko kebaba.
    No bo ja lubię kebaby, a kebaby lubią mnie. Dlatego ten rower bardzo mi się przyda, by w przyszłości na uczelnie nie woził mnie wózek widłowy.
    Jak tylko dojadę do domu, to od razu nastawię budzik na jeszcze godzinę wcześniej, bo wcześniej zapomniałam doliczyć, że ja przecież jeżdzę powolno...niechcący.
    Myślę, że rower w kwestii stylizacji robi już wszystko, a ten model roweru idealnie określa mój styl.

    Posiadam już dystans do siebie i swoich dni, brakuje mi jedynie idealnego roweru by móc fizycznie pokonywać dystans moich codziennych idealnie nieidealnych dni, które dzięki rowerowi staną się wymarzone.

    ReplyDelete
  89. Kiedy jadę moim miejskim rowerem wzdłuż ulicy Francuskiej, mijam przeurocze kafejki z małymi ogródeczkami, nie śpieszę się nigdzie. Właśnie zjadłam pyszne śniadanie razem z Babcią. A teraz wolno toczę się tą bajkową uliczką i uśmiechem pozdrawiam znajomych. Taki gwar, taki piękny wiosenny dzień, tak miło czuć wiatr we włosach. Przepuszczam na ulicy żółto-czerwone tramwaje i wjeżdżam na bulwary przed Stadionem. Uważam na wszechobecnych nastoletnich rolkarzy i przystojniaków na deskorolkach. Dojeżdżam na miejsce spotkania znajomych, pod klonami przy nowej stacji metra. Jest pięknie. Razem nieśpiesznie dojeżdżamy nad brzeg Wisły. Przed nami połacie bielusieńkiej plaży. Słychać muzykę z baru, Siadamy na miejskich leżaczkach. Z mojego rowerowego koszyka wyjmuję truskawkowe smoothie i dzielę się z przyjaciółmi. Spoglądamy na przeciwległy brzeg. Mrużymy oczy w słońcu. Po jakimś czasie decydujemy się pojechać na drugą stronę rzeki. Wjeżdżam moim pastelowym rowerem na pokład miejskiego tramwaju wodnego i hop, już jesteśmy po drugiej stronie. Decydujemy się jechać bulwarem, a potem wałem nadwiślańskim aż do Wilanowa. W drodze wdychamy wilgoć rzeki i wsłuchujemy się w ptasi śpiew. Tworzymy gwarną ekipę. Na miejscu, w wilanowskim parku przy Pałacu, schodzimy z rowerów. Z mojego rowerowego koszyka wyjmuję barwny kocyk i wiktuały. Siadamy wspólnie i każdy wykłada na koc jakieś pyszności. Ja "podkradłam" od Babci parę naleśników, dodaję serek i truskawki. Kiedy zbliża się wieczór, wspólnie wracamy opaleni, zrelaksowani i uśmiechnięci. W ostatnich promieniach słońca podjeżdżam pod dom, ciesząc się, jakie życie jest piękne!:)

    ReplyDelete
  90. Hmm.. wymarzony dzień na rowerze miejskim, to dla mnie kilka posklejanych kadrów z romantycznych produkcji filmowych. Nie wiem dlaczego, ale bardzo poruszają mnie takie sceny sielanki i ideału. Za każdym razem rodzi się we mnie pytanie, czy tak rzeczywiście można spędzić cały dzień? To zaczynam… marzyć!
    Piękny, słoneczny, ciepły poranek. Rewelacyjna prognoza pogody na resztę dnia. To cudowna wiadomość! Dziś mam wolne! Po zdrowym śniadaniu, ruszam na wycieczkę najdłuższą ulicą handlową w Europie – ul. Piotrkowską w Łodzi. Teraz jest tam piękniej niż przed laty. Zieleń, ławeczki, ogródki. Wolniutko mijam kolejne odnowione kamienice. A! Pora na kawę! Stawiam mój śliczny rowerek obok mnie i spijam piankę z pysznej kawy. Ludzie przechodzą i uśmiechają się do mnie? Do roweru? Oj jaka ładna scena: dwa małe wróbelki tańczą między szprychami, podjadając od czasu do czasu okruszki porzuconego ciastka. Czas ruszać dalej. Delikatny wietrzyk częstuje mnie niesfornym lokiem, ble… Włos! Zatrzymuję się i przy okazji wolnym krokiem z rowerem u boku oglądam wystawę plenerową o Łodzi dawniej i dziś. Dobrze, że mam czas, zapewne minęłabym to miejsce w ogóle go nie zauważając. Wsiadam na rowerek, jadę. Jak tu ładnie! Rozglądam się i stwierdzam, że super jest mieć własny rower! Wygodnie i w zgodzie z własnymi siłami przemierzam kolejne metry Piotrkowskiej. A ludzie? Idą, ktoś biegnie, a jeszcze inni korzystają z rikszy. Facet dwa razy starszy ode mnie, wyprzedza i pędzi ze spóźnionym zapewne pasażerem przed siebie. Jak dobrze mieć wolne… Burczy mi w brzuchu- no tak, ten nie wie, że dziś urlop od garów. Zjem coś! Mój różowy rowerek stoi obok parkanu romantycznie urządzonego ogródka restauracji. Pasuje idealnie do różowo-białych serwetek, ozdobnych lampionów na stolikach i zwisających z donic różowych surfinii. Umm pycha! Jadę! Głowa chce mi się urwać za młoda parą, która ma właśnie sesję fotograficzną. Piękni i młodzi.. Ale w trampkach? Aż się zatrzymałam. Patrzę i przecieram oczy ze zdumienia. Jakie to teraz ludzie mają pomysły, ale wyglądają rewelacyjnie. Nagle, podchodzi do mnie fotograf i pyta czy pożyczę rower do jednego ujęcia!? Czemu nie! Taki ładny, różowy. Idealnie pasuje do tasiemki w sukni Pani Młodej i trampek na jej małych stópkach. To będą piękne zdjęcia. Młodzi ładnie dziękują a ja zadowolona jadę dalej. Starsza kobiecina siedzi na rogu kamienicy i sprzedaje konwalie. Moje ulubione! Mam w koszyku trochę miejsca, muszę je mieć! Umilą dalszą wycieczkę. Jadę spokojnie, ktoś stoi na środku, „dzyń dzyń”, i nic. Oj bo to mim! Daje mi piękną różę. Zrobię sobie z nim selfie na pamiątkę. Dojeżdżam do Placu Wolności i wow! Dawno mnie tu nie było, pozytywna zmiana. Rundka dookoła pomnika i wracam. I choć to ta sama droga to bardziej zatłoczona. Zrobiło się późno! Ludzie wychodzą z pracy. Na swej drodze niespodziewanie spotykam najprzystojniejszego mężczyznę na tym świecie – mojego Męża, który wraca właśnie ze spotkania. Wspólny deser, moc komplementów na temat tego jak seksownie prezentuję się na moim różowym rowerku. Cudownie! Już niebawem spotkamy się w domku. Po całodziennej wycieczce wracam zmęczona, ale takiego zmęczenia było mi trzeba. Jestem odprężona i wypoczęta psychicznie. Tyle ciekawych momentów, jak z filmu właśnie! Udało się! Można spędzić idealny, niczym z filmu dzień na rowerze miejskim!!!
    Ahh jestem naprawdę zadowolona i naładowana pozytywna energią na kolejne dni!

    ReplyDelete
  91. Kocham przygody i nieprzewidywalność a to przeżyłabym w Paryżu. Jazda na rowerze po stolicy jest świetną okazją, aby zobaczyć go tylnymi drzwiami w sposób dla niewielu turystów doświadczalny. Jeden tydzień na rowerze i życie nabiera innego znaczenia! Od czego zaczełabym? Wskoczyłabym na rower i mkneła w stronę Notre Dame. Tłumy turystów ale mi udałoby się podjechać pod jej same drzwi, zajrzeć do środka i podziwiać stojące na wieżyczkach rzeżby gargulców. Jadę dalej do Place de la Bastille w deszczu, który chwilowo mnie odstrasza od dalszej jazdy i postanawiam usiąść pod drzewem nad Sekwaną. Koniec odpoczynku , wskakuje na rower i mkniemy przez na Place des Vosges nawet nie wiem jak tam nam udało się trafić! A co teraz? Oczywiście! Luwr. Spojrzałam na 50 metrową kolejkę i pomyślałam nie dzisiaj... A więc różowa strzało prowadż dalej!Przejeżdzamy przez Jardin des Tuilleries do Place de la Concorde. Co z oddali ukazuje się moim oczom? Największa atrakcja Paryża! Wieży Eiffla. Teraz wyciągam aparat i prosżę przechodzących turystów o zdjęcie na jej tle. Zrobione. Tylko nie wiem co lepiej prezentuje się na zdjęciu wieża czy mój piękny rower :) Śmigam dalej. Pola Elizejskie przez, które przejeżdzam powoli ciesząc się tym, że nie ma jeszcze dużego ruchu. Mijam kolorowe kafejki, przyciąga mnie zapach świeżej kawy. Należy nam się chwila przerwy siadam i zamawiam kawę i croissanta. Czuję już lekkie zmęczenie wiec prowadzę mój rower i przyglądam się witryną sklepowym...Channel, Dior, YSL...nie mogę oderwać wzroku. No ale wejścia do perfumerii sobie nie odpuszczę. Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł żeby tam wchodzić bo wychodzę z dwoma flakonami :) Idę dalej a przechodzący obok mnie mężczyzna sprzedający baloniki podchodzi i przywiązuje mi jednego do kierownicy. Czas ruszać dalej gdzie mnie teraz poprowadzi różowa strzała? Muzeum Armii i Grobu Napoleona. Następnie dojeżdzamy do Muzeum Rodin bo jest w pobliżu. Czas użyć mapy jesteśmy przy Montparnasse, gdzie z oddali widać już wieżę, piękny widok. Podjeżdzamy do malutkiej butki gdzie zjadam pyszny makaron z mulami. Czas sprawdzić czy z kołami wszystko ok ale nie mam się do czego przyczepić. Mój rower jest niezawodny :) Zaczyna się ściemniać...czas nagli i tak przejeżdżamy przy Panteonie, Katedrze Św. Pawła i Sorbonie. Powoli nie czuję już nóg ale muszę chociaż z daleka zobaczyć Łuk Triumfalny i Centrum Pompidou. Mamy jeszcze tyle do zobaczenia a dzień już się kończy...na koniec jeszcze muszę zajrzeć do jakiegoś sklepu bo jak tu wracać bez pamiątek. Przyda się słownik żeby się dogadać aż serce mi się kraja jak muszę zostawić mój rower na zewnątrz. Dla mamy cammembert, dla taty wino a dla siostry makaroniki. Całe szczęście rower nadal jest przed sklepem moje zakupy wkładam do wiklinowego kosza, który jest mi w tej chwili bardzo przydatny. To chyba koniec naszej podróży, jeden dzień rowerem po Paryżu to jednak mało :)

    Anka h annah191@wp.pl

    ReplyDelete
  92. W taki dzień wymarzony,
    wyczekany długo
    zapakuję na rower
    I książkę i pióro.

    I gdzieś za miastem
    tuż po bladym świcie
    na rowerze z wiatrem
    zarzucę kotwicę!

    I niech mnie koła
    poniosa za lasy
    na łąki tak barwne
    jak w słońcu arrasy.

    Ja skrzydła marzeń
    rozłoże ogromne.
    Niech się zmysły nasycą
    puki są przytomne.

    Chcę mieć coś
    z chwili wolnego dla siebie.
    Nie pędzić jak wielu:
    do pracy,przed siebie. Wciąż biegiem.

    Rower mnie zawiedzie
    Na marzeń polany.
    Chce dać odpocząć zmysłom,
    zerwać te kajdany,

    Co pętają myśli,
    tym miastem zmęczone.
    Niech w świat na rowerze
    ruszą wyzwolone!

    ReplyDelete
  93. Hmmm...nie biorę udziału w konkursie, ale za to mogę powiedzieć że jak zwykle wyglądasz obłędnie <3 A taki rower miejski to świetna sprawa! :) Trzymam kciuki za zwycięzcę :* Miłego dnia :*

    www.sandina.pl

    ReplyDelete
  94. Podróż autostopem zamieniam na dwa kółka... Pędzę szybko przed siebie, byle gdzie, byle dalej. Zostawiam za sobą sztuczną maskę idealnej (i szczęśliwej?) żony i mamy. Jest wczesny wieczór, upały nieco zelżały. Mój rower - wehikuł czasu - przenosi mnie do kiedyś znienawidzonego a dziś sielankowego, rodzinnego małego miasteczka. Siadam na ustronnej ławeczce w parku i obserwuję siebie sprzed 7 lat. Czy można AŻ TAK się zmienić? Mam długie, bylejakie, rozwiewane przez wiatr włosy. Wygodne jeansy i koszulę taty. Nie mam makijażu, szpilek i ograniczeń. Nie robię nic specjalnego; cieszą mnie ciepłe promienie słońca, zimne piffffko, mocne ramiona Mateusza. Boże, jaka jestem piękna. I zjawiskowa(?) To NAPRAWDĘ ja???? Zazdroszczę tej młodej dziewczynie beztroski, braku ograniczeń i tego miliona wyborów, który kiedyś tak ją zmieni. Wiem, że zaraz wskoczę na swoje dwa kółka i wrócę do swojej szarej rzeczywistości. Do mojego poukładanego świata, gdzie kaszka serwowana jest co 3h a pranie robione jest zawsze we wtorki i piątki. Gdzie nie ma miejsca na błędy a nowy Channel wynagradza srebrno-złotą klatkę. Gdzie panie mają czerwone paznokcie a panowie gładkie lico. Mój wymarzony dzień na rowerze? Kilka okamgnięć - spacer na pokrytej rosie łące, ucieczka przed letnim deszczem, kwiecista polana ukryta w samym sercu lasu. Kilka chwil, bym poczuła się JAK DAWNIEJ...
    martus28332833@op.pl

    ReplyDelete
  95. Wymarzony dzień bez roweru obejść się nie może, a dokładniej wygląda to tak: jest piękny letni poranek, wsiadam na jednoślad i ruszam na podbój miasta! Punktem obowiązkowym są oczywiście lody gałkowe w jednej z uliczek dochodzących do krakowskiego rynku. Następnie przejazd na Kazimierz, mojej ulubionej części miasta, koniecznie z lustrzanką (co chwilę postój na robienie zdjęć). Lemoniada na ochłodę zawsze jest dobrym pomysłem, na szczęście mój rower ma koszyk, gdzie mogę przewieźć butelkę z napojem czy truskawki na przekąskę. Po nakręceniu ładnych paru kilometrów powrót w stronę domu wzdłuż rzeki, ścieżką rowerową na Bulwarach Wiślanych. Rower to jedyny słuszny środek transportu w mieście :)

    ReplyDelete
  96. Wymarzony dzień bez roweru obejść się nie może, a dokładniej wygląda to tak: jest piękny letni poranek, wsiadam na jednoślad i ruszam na podbój miasta! Punktem obowiązkowym są oczywiście lody gałkowe w jednej z uliczek dochodzących do krakowskiego rynku. Następnie przejazd na Kazimierz, mojej ulubionej części miasta, koniecznie z lustrzanką (co chwilę postój na robienie zdjęć). Lemoniada na ochłodę zawsze jest dobrym pomysłem, na szczęście mój rower ma koszyk, gdzie mogę przewieźć butelkę z napojem czy truskawki na przekąskę. Po nakręceniu ładnych paru kilometrów powrót w stronę domu wzdłuż rzeki, ścieżką rowerową na Bulwarach Wiślanych. Rower to jedyny słuszny środek transportu w mieście :)

    ReplyDelete
  97. Mój wymarzony dzień na rowerze.. to zdecydownaie przejażdżka rozpoczęta nad świtem. W koszyku pięknego i wymarzonego Le Granda schowałbym owoce, lemoniade i prowiant na cały dzień, oraz oczywiście koc , na którym mogłabym się położyć ja i moj narzeczony. Na bagażnik wzięłabym ulubioną książke, zestaw do robienia baniek mydlanych i przypięłabym kilka kolorowych balonów, wypełnionych helem. Nie tylko śmiesznie bym wyglądała ale balony wywyoływałyby uśmiech na twarzach przechodniów. Miejsce w które bym się wybrała to dolinka z zieloną trawką, piękną naturą i czystym , przyjemnie szumiącym strumyczkiem. Pojechałabym tam z moim narzeczonym. Moglibyśmy się wtedy uwolnić od problemów dnia codziennego, mogłabym na chwilę zapomnieć o wszystkich problemach i o chorobie która mnie prześladuje. Byłby to czas tylko dla nas, bez zmartwien , rozmyslania co bedzie, co moze się przydażyć. Bylibyśmy tam tylko my, natura , szczescie i miłość, no i oczywiscie mój piękny, wymarzony juz od dawna Le Grand.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    agata.kot96@gmail.com

    ReplyDelete
  98. Dzień na rowerze miejskim? Na pewno kompletnie inny od tego spędzonego na rowerze górskim;-) Na spokojnie, bez parcia na wynik i wyciskania z siebie siódmych potów. Czyli jak? Czyli po parysku! Wstając z samego rana, by pieczywo w osiedlowej piekarni było jeszcze gorące. Croissant, kawa, delektowanie się porankiem i budzącym się do życia miastem. Następnie wizyta w kwiaciarni i kupno pięknych, świeżych kwiatów, które włożę do koszyka rowerowego. Na szczęście rower miejski pozwala mi na to, by jeździć w spódnicy i balerinach, do tego oczywiście sweterek w poziome paski, malutka torebeczka, a na ustach czerwona szminka. Fakt, że wyglądam pięknie dodaje mi pewności siebie podczas dalszej podróży przez uliczki miasta-zarówno te znane, jak i te nieznane. Jeśli się zgubię, nie szukam drogi w Google Maps, lecz zaczepiam przechodzącego przystojniaka i pytam o drogę. Przy okazji zbieram komplementy za rower! Zbliża się pora obiadu, więc zatrzymuję się w małej restauracyjce z, oczywiście, francuską kuchnią. Porcja muli w winie pieści moje kubki smakowe i dodaje sił na dalszą drogę-nad rzekę, gdzie spędzam wieczór na łonie natury i czuję się jak w dzieciństwie. A kiedy zajdzie słońce, wracam do domu i kładę się spać z uśmiechem, zadowolona z dzisiejszego dnia i pewna, że jeszcze wiele takich przede mną... :)

    dominika909@poczta.fm

    ReplyDelete
  99. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  100. Mój wymarzony dzień na rowerze miejskim to sobota. Z sobotą konkurować mogłaby tylko niedziela gdyby nie to, że po niej nieuchronnie nadchodzi poniedziałek to raz, a dwa, że w niedzielę częściej niż w sobotę miewa się kaca. A wtedy niechciane słońce wżera się pod zaciśnięte powieki i spuszczone żaluzje. Suchość w gardle, ból głowy. A przecież w mój wymarzony dzień nie może mnie boleć głowa!
    Jest więc sobotni poranek w San Francisco. Byliście? Nie byliście? Tak czy inaczej zapraszam na przejażdżkę. Klasycznie, turystycznie, przepięknie! Z mojego szklanego domu na rogu Pierwszej i Folsom do Embarcadero ( drogi wiodącej wzdłuż wybrzeża zatoki ) dzielą mnie już tylko cztery ulice. Na szczęście z górki! Przydałyby się kwiaty; we włosach, wmalowane w zieleń mojej sukienki i wykwitające z wikliny rowerowego koszyka. W końcu to San Francisco! Muszą być kwiaty! Maki, stokrotki, …maki raz jeszcze! Miasto jest przesiąknięte hippisowską przeszłością niemal już rozjechaną przez samojeżdżące samochody Googl’a. Na duch miasta dybią też kolesie w czarnych koszulkach z napisem data nerd. Siedzą w kawiarniach pochyleni nad kolorowymi linijkami kodów wykuwając przyszłość świata. Wybrzeże zatoki pachnie świeżo palonym ziernem. Pachnie też marihuaną. Tą spożywaną w celach medycznych.
    Wjeżdżając na Embarcadero najważniejszy jest most. Potężny, dwupoziomowy, dumny z wypełnianej funkcji. Bay Bridge łączący San Francisco z Oakland, które na mapach przestępczości mieni się wykrzyknikami w odcieniach czerwieni. Dziś zostajemy w San Francisco. Po lewo od mostu wysoka na 60 stóp rzeźba przedstawiająca łuk i strzałę Amora - bo przecież miłość jest najważniejsza. Każda miłość! W San Francisco nikt nie ma co do tego wątpliwości. Palmy, błękit wody, słońce rozjaśniające pasma włosów. Mijam kolejną rzeźbę - instalację, która czerni nocy przypomina o istnieniu kolorów. Po zmroku monolit wygląda jak drzewo z lampkami zamiast liści. Przejeżdżając obok Ferry Building widzę farmerów rozpakowujących swoje lokalne, organiczne, non - GMO pomidory ( ale i truskawki, jabłka, ziemniaki…) są też stragany z kawą i konfiturami własnej roboty. Maj to czas na morele, można spróbować zanim się kupi. Ich słodki sok skleja mi palce i przylepia dłonie do kierownicy. Już jakby tworzymy jedno. Kupuję 12 bo można je podzielić na 2, 3, 4 i 6. 12 to altruistyczna liczba. Palmy, błękit wody i słońce palące mi włosy. Biegacze starają się wyminąć przechodniów, przechodnie usuwają się z drogi biegaczom. Rikszarze, Ci na rowerach i rolkach wszyscy wymieniamy pogodne uśmiechy, bo może i jest nas ciut dużo, ale jest też przecież tak pięknie! Na wodzie równie tłoczno. Białe łódki, statki, motorówki, podobno też rekiny. A wieloryba to widziałam na własne oczy.
    W końcu jest! Wyłania się zza mgły, choć nie do końca, właściwie to tak jakby mgła opatulała mu nogi, filary. Golden Gate Bridge jest majestatyczny. Z pewnością czerwony, nie pomarańczowy! I to ukłucie w serduchu, że tu jest. Stoi tak jak na pocztówkach, zdjęciach i rolkach filmowych.

    Czas jednak zejść na ziemię. W San Francisco szkoda roweru na jeżdżenie rowerem. Nie ma tu ścieżek, kultury jazdy o kradzieżach nie wspominając. Dlatego rower posłałabym do Poznania. Mojej siostrze Aleksandrze bardzo ładnie w różowym.

    nataliagaik@gmail.com

    ReplyDelete
  101. Scena 1
    Miejska dżungla. Osoby:
    Virginia-rower miejski pogrążony w błękicie
    Kross-rower górski pogrążony w zachwycie
    Dziewczyna On Foot

    Dziewczyna On Foot
    Czy to miasto nigdy nie zasypia? Nieważne… zacznijmy od fabuły. Była sobie dziewczyna On Foot. Była piękna- to trzeba podkreślić. Marzyła o idealnym dniu z rowerem miejskim w miejskiej dżungli. O dniu na rowerze nawet nie wspomniała-pomimo lat dwudziestu nie umiała jeździć owym wynalazkiem. Nigdy też nie zdała egzaminu na kartę rowerową. Podchodziła do egzaminu trzy razy- za czwartym już nie musiała, wszak była pełnoletnia. Z ogromną zazdrością przynależnej tylko kobiecej naturze z zachwytem spoglądała na sunące po urbanistycznych centrach rowery Le Grand.
    (Na scenę wjeżdża Virginia.)

    Virginia-rower miejski pogrążony w błękicie
    Taka piękna kobieta jak ty musi oddać mi swoją duszę.

    Dziewczyna On Foot
    A mogę oddać ciało? Szczególnie nogi- oprócz chodzenia do niczego się nie nadają.
    (Po chwili.)
    Ale, zaraz, zaraz… co zrobisz z moimi nogami?

    Virginia-rower miejski pogrążony w błękicie
    Jak to „co”? Nauczę je jeździć. Myślisz, że to wystarczy, żeby twój dzień był idealny?

    Dziewczyna on Foot
    Hmm...Choć nie ma dni idealnych, są idealne rowery. To mi wystarcza. Kocham cię.
    (Po chwili. Stanowczo.)
    Płeć roweru nie gra roli.
    (Dziewczyna On Foot wsiada na rower, który sam ją prowadzi. Na scenie przewijają się miejskie uliczki, budynki, skwery , ludzie. Dziewczyna On Foot na rowerze miejskim pogrążonym w błękicie mija zachwycony ich widokiem rower Kross.)

    Kross -rower górski pogrążony w zachwycie
    Na moje dwa koła! Na wszystkie przerzutki, które posiadam! Dzwonek brzęczy mi jak nigdy w życiu. Czuję, że powietrze z kół mi schodzi… Co za kobiety! Co za zjawisko! Z którąś z nich na pewno wejdę w związek chemiczny. Dla jednej z nich oprę się prawom fizycznym! Odkąd przyjechałem do miasta, zawsze mam pod górkę. Teraz wiem, że było warto. Serce moje dla tych kobiet oszalało!

    Dziewczyna On Foot
    Co się tak patrzysz?! Roweru w życiu nie widziałeś?

    merrygoround123@onet.pl

    ReplyDelete
  102. Lubię iść pod prąd, dlatego miejski rower zabrałabym... do lasu. Na piknik, na kiełbaski z grilla, na trawę. Wierzę, że z kilkoma przerzutkami damy radę :) W koszyku będzie miejsce na kwiaty polne, a w drodze powrotnej po leśnym powietrzu nasze tempo na pewno nie będzie wolne. Wybiorę się na miejskim do Powsina na weekendowy relaks, już wiem, że najlepszą stylówkę na Le Grand mam teraz. Wystarczy wskoczyć na siodełko i pedałować, najwyższy poziom endorfin zastosować. Paczkę przyjaciół na rowerowy rajd ze sobą zabiorę, ale żadnemu góralowi wyprzedzić się nie pozwolę. Bo w miejskich tkwi moc wielka, wydają mi się niedoceniane, bo nie tylko na ulicach i chodnikach NAJLEPIEJ dają radę :)

    ReplyDelete
  103. Ach rower,rower,piękny retro rower......
    Z nauką jazdy na rowerze jest tak,że jeśli już raz opanujemy tą sztukę, to taka umiejętność pozostaje nam przez całe długie życie. Tak,tak właśnie o tym pomyślałam,bo gdybym miała zaszczyt i przyjemność kołować na tym niepowtarzalnym "cacku" to z pewnością natychmiast bym sobie poradziła z nadzieją,że nauka rowerowej jazdy nie poszła gdzieś w "las",a było to dawno,dawno temu. Dzisiaj - prawdopodobnie z braku dwóch kółek najczęściej poruszam się pieszo....
    Otóż mieszkam w starej miejskiej kamienicy,otoczonej leciwym dębem,wewnątrz której dziś siedzę bezwiednie na starej wysłużonej kanapie z filiżanką gorącej czekolady i wzrokiem wlepionym w nadgryzioną już zębem czasu,pachnącą terpentyną retro komodą,na której stoją stare puzderka,ramki ze zdjęciami i inne bibeloty.
    I już wybiegam daleko swoimi skrytymi marzeniami widząc jak obok mojej komódki "zaparkowałam" przepiękny i uroczy retro rower,który za każdym razem przyciąga wzrok i budzi podziw wszystkich moich przyjaciół i znajomych,którzy chętnie wpadają odwiedzić moje skromne kąty.
    Jest niedziela,za słonecznym oknem,gdzie ślepą uliczkę zacienia jedynie leciwy dąb czeka mnie wkraczająca na płaszczyznę iluzji i fantazji niezapomniana przygoda i ciekawe spędzenie leniwo rozpoczętego świątecznego dnia. A to za sprawą mojego kochanego przyjaciela i kopana każdej miejskiej i pozamiejskiej podróży- roweru, na który chętnie wsiadam zawsze z zaraźliwym uśmiechem na ustach,zarażającym natychmiast otoczenie.
    O rety ! tyle w moim mieście nowych ścieżek rowerowych oplatających parki,niewielki lasek,rzekę...I nagle ja mknąca nieśpiesznie poza zgiełk betonowych przestrzeni na moich dwóch kółkach.Wesoła,pogodna i beztroska kobieta mijająca tuziny zazdrosnych kobiecych oczu-bo przecież mój rower jest taki modny,niepowtarzalny i doskonały.To cichy i niemy świadek moich codziennych przygód,porażek,emocji i nastrojów.Tuż za rogiem ciasnej uliczki dołącza Ela, moja szkolna przyjaciółka,razem pędzimy po Stasia,Kingę i Amelię.Ze swoim rowerem dołącza do nas Grześ,który jeszcze wczesnym rankiem zupełnie odmawiał nam udziału w tej niecodziennej eskapadzie.Teraz przed mami kilometry przepięknych i niezapomnianych wrażeń ! Całą naszą paczką mkniemy w kierunku pobliskiej rzeki mijając soczysto zielone połacie zieleni,ciesząc się i wsłuchując w szum grającego wiatru.W niecałą godzinkę docieramy do pobliskiego lasku,gdzie "stopy" odwiedzających je turystów pozostawiły wyraźne i niechciane ślady / butelki,puszki,czy papiery/. My całą naszą zgraną ekipą postanawiamy oddać swój maleńki wkład dla środowiska i z ochoczym zapałem bez zbędnych słów pośpiesznie sprzątamy leśną okolicę umieszczając odpadki w rowerowych koszach.Już tylko ostatnia prosta do najbliższego kontenera i wolni,uśmiechnięci oraz odprężeni oddajemy się błogim przyjemnościom jazdy, podziwiając przepiękne nasze polskie krajobrazy....Ach jak uroczo ! Przecież tak wspaniale można połączyć przyjemne z pożytecznym ! I właśnie naszej piątce się to dziś udało !

    No cóż ... dziś są to jedynie moje najskrytsze marzenia,jednak żywię nadzieję- że są do spełnienia!

    ReplyDelete
  104. Wygrałam w konkursie! Ledwo w to wierzę!
    Od dawna marzyłam o miejskim rowerze!
    Wygodny, różowy, kobiecy, stylowy,
    Ze szczęścia dostaję aż zawrotów głowy!

    Nie chcę więc czekać ani minuty,
    W pośpiechu chwytam torebkę i buty.
    Wskakuję na rower ubrana jak gwiazda,
    Krzycząc jednocześnie „Gośka, no to jazda!”

    Rozpędzam się szybko, dociskam pedały,
    By włosy na wietrze ładnie się rozwiały,
    A przystojni sąsiedzi stojący przed blokiem,
    Spoglądali na mnie pożądliwym wzrokiem.

    Oddycham głęboko, śmieję się do ludzi,
    Patrzę, jak wiosna świat do życia budzi.
    Słomkowy kapelusz skacze na mej głowie –
    Jestem szczęśliwa, niech każdy się dowie!

    Dojeżdżam do parku, kładę się na łące,
    Wystawiając nosek na czerwcowe słońce.
    Z koszyka wyciągam soczyste owoce,
    By dały mi siłę i witalne moce.

    A w głowie układam sto nowych tras –
    Chodnikiem i jezdnią, deptakiem, przez las.
    Rano i wieczorem, solo i z chłopakiem,
    Trasą spontaniczną, wyznaczonym szlakiem.

    Do pracy, na lody, gdy na niebie słońce,
    Tyle możliwości, a wszystkie kuszące!
    Tak sobie rozmyślam pośród kwiatów woni,
    Nagle słyszę dźwięki… czy to budzik dzwoni?!

    Otwieram oczy i leżę w pościeli,
    Nie ma tu roweru, nie ma wielbicieli!
    Strasznie zawiedziona wstaję na śniadanie,
    Nie mogąc dłużej czekać na konkursu rozwiązanie!

    Małgosia (to.gosiazalewska@gmail.com)

    ReplyDelete
  105. mój wymarzony dzien na rowerze miejskim hm .. Byłby inny niż na codzień i inny niż wszystkie!
    Spakowałabym Proseco, wodę z mięta i cutryna, truskawki, bagietkę i serek philadelfia do koszyka. Wsiadła na rower i RUSZYŁA, w najpiękniejsze miejsce jakie znam z dzieciństwa. Jadąc w te piękne miejsce mijałaby miasto, które jest głośne od silników aut, motocykli, wrzasku ludzi dzieci, pędzących do pracy, szkoły, apteki .. Mine tory kolejowe, bede jechała ścieżka rowerowa 20 km mijają pola zbóż, kukurydzy, wokół szum aut jadących autostrada. Jadę ja mała blondynka z koszykiem pyszności w piękne miejsce ! Miejsce które jest oaza spokoju, ciszy, wstrzymaniem na chwile świata, to bedzie chwila dla mnie i dla mego miejskiego dwukołowego rumaka miejskiego. Dojeżdżam po przejechaniu 20km do raju - raj wsród drzew niedaleko pasa sie krowy płynie strumyk - tak krowy !! To jest laka moich dziadków gdzie jako dziecko beda u nich prowadziłam tam krowy rano. Brałam koc i sobie siedziałam zbierałam kwiatki polne i białe grzybki które po usmażeniu smakowały jak schabowe .. Mniam ! Jestem w moim raju - schodzę w miejskiego rumaka i siadam na łące usłanej polnymi niebieskimi i żółtymi kwiatami nie ma tu juz krów niestety. Ale to jest moje miejsce mój raj na ziemi, otwieram Proseco, kroje bagietkę i smaruje ja serkiem. Robię kęsa i przypominam se wszystkie cudowne chwile, chwile radości, wstaje zbieram kwiaty - cudowne kwiaty polne - biegam po łące nucę piosenki pod nosem ! Mój raj ! Nikt mnie tu nie zajdzie - bo to jest moje mieście i mego rumaka miejskiego ♥️ .. Czas wracać do domu, zbieram smakołyki i bukiet kwiatów wkładam do koszyka jest taki wielki ze zajmuje cały koszyk ! Wracam czuje na sobie wzrok ludzi - wiem dlaczego bo jadę uśmiechnięta i szczeliwa ze swego pozamiejskiego raju !

    A Ty masz swój tak raj pozamiejski ???

    koloroweszalenstwo@wp.pl

    ReplyDelete
  106. W⬅ ciąż z mężem o zakupie rowerów i wycieczce krajoznawczej marzymy,
    I⬅ naprawdę pięknie,by było wygrać taki rower - z nadzieją na nią liczymy.
    L⬅udzie, nie bez przyczyny Holandia to kraj idealny dla miłośników rowerowych podróży,
    D⬅ latego,bo są tam przepiękne krajobrazy, zabytki i wiele atrakcji- nikogo taka wycieczka nie znuży.

    M⬅ y z mężem właśnie o takiej wycieczce miejskiej jednośladem po Amsterdamie marzymy,
    I⬅ szlaki rowerowe w tym mieście takim rowerem z wielką chęcią przemierzymy.
    E⬅ch tak tam wiele zabytków, muzeów, parków, kanałów - wszystkie warte odwiedzenia,
    J⬅ak mi się uda kochani to opiszę ową wycieczkę – to moje od dzieciństwa marzenia.
    S⬅pecjalnym numerem jeden na trasie zwiedzania będzie centrum miasta z wieloma zabytkami,
    K⬅ rólewski Pałac i Plac Dam– jak prawdziwi turyści będziemy jechali historii śladami.
    I⬅ do gabinetu figur woskowych Madame Tussaud zapewne zawitamy,

    C⬅ iekawą historię Amsterdamu w Muzeum Amsterdamskim poznamy.
    H⬅ istoria to również Pomnik Pamięci Ofiar II Wojny Światowej na placu- jego też zobaczymy,
    I⬅ o dom towarowy Bijenkorf na zakupy jak na kobietę przystało zahaczymy.
    L⬅ecz miasto zwiedzając trzeba również coś zjeść i wypić -by zregenerować siły,
    L⬅ iczę, że do jakiejś romantycznej kawiarni na kawkę i ciacho zaprosi mnie mój miły.

    M ⬅ ając sił wiele z nową energią znów na nasze środki transportu –rowery- wsiadamy,
    I⬅ Magere Brug najsłynniejszy most zwodzony przy rzece Amstel zwiedzamy.

    S⬅ zalony mój mąż jako fan architektury będzie chciał zobaczyć słynne amsterdamskie kanały,
    I⬅ ambitnie postaramy się zobaczyć ich jak najwięcej – mimo, że szklak ich jest niemały.
    E⬅ widentnie klimat dzielnicy małych kamieniczek – o nazwie Jordaan do zobaczenia mnie kusi,

    M⬅ iejskie, zabytkowe kościoły jak Westerkerk i Oude Kerk również każdy turysta zobaczyć musi.
    A⬅ i wstąpimy do Artis Zoo, które uchodzi za najsłynniejsze w Amsterdamie,
    R⬅ również ogród botaniczny, planetarium i muzeum geologiczne tyle atrakcji, ze brak czasu na nie.
    Z⬅ nany plac Lejdejski zobaczymy z jego wszelakimi atrakcjami, ale tam wybierzemy się o zmroku,
    Y⬅hmm… emocji jest wtedy mnóstwo, dech w piersiach zapiera od samego widoku.

    N⬅o można oczywiście tam odwiedzić kino, teatr czy kawiarnie – życie kulturowe się tam rozwija,
    A⬅ w takim miejscu się domyślam, czas niesamowicie szybko mija.

    L⬅ecz na miejskiej wycieczce nie zapomnijmy o miejscu, gdzie można kupić pamiątki dla każdego,
    E⬅ ch słynny bazar Albert Cuypmarkt – idąc tam zapewne zakupię coś dla rodziny drobnego.

    G⬅ warancja zadowolenia,wiele atrakcji i godnych uwagi miejsc jest w tym pięknym Amsterdamie,
    R ⬅ozmarzyłam się i mimo najszczerszych chęci wszystkiego opisać nie jestem w stanie.
    A⬅le mam nadzieję, że nieco przybliżyłam Wam Moi Drodzy nasze plany,
    N⬅ o i spełnić je prędzej czy później wspólnie z mężem w planach mamy.
    D⬅rodzy Moi jeśli bym owy konkursowy rower wygrała,

    V⬅ ivat, vivat będę najgłośniej jak potrafię wołała.
    I⬅ tak teraz mi jedynie pozostaje czekać na wyniki z niecierpliwością,
    R⬅ zecz jasna,pełna nadziei, będę czekać na spełnienie swych marzeń z radością.
    G ⬅dy wygram w konkursie �� to w połowie spełnię swe marzenia,
    I⬅ wkrótce odwiedzę mekkę rowerzystów jaką jest Amsterdam – i wyślę Wam pozdrowienia!
    N ⬅ o pewnie się zastanawiacie dlaczego piszę wierszem i tak rymuję?
    I ⬅ odpowiadam tak, ponieważ w kreatywnych odpowiedziach właśnie gustuję.
    A ⬅ w pierwszych literach dla Szanownego Jury niespodziankę szykuję !!!


    Adrianna
    e-mail: ada14071990@interia.pl

    ReplyDelete
    Replies
    1. M⬅ oi Drodzy, pewnie nie uwierzycie, ale od zawsze o takim rowerze śniłam,
      E⬅ widentnie fantastyczna nagroda w konkursie, więc spróbować swych sił postanowiłam.
      R⬅zecz jasna oczywiste jest, że mój ukochany mąż będzie moim towarzyszem w drodze,
      I⬅ jak na razie niestety brak roweru skutkuje tym, że wszędzie pieszo chodzę.

      W⬅ ciąż z mężem o zakupie rowerów i wycieczce krajoznawczej marzymy,
      I⬅ naprawdę pięknie,by było wygrać taki rower - z nadzieją na nią liczymy.
      L⬅udzie, nie bez przyczyny Holandia to kraj idealny dla miłośników rowerowych podróży,
      D⬅ latego,bo są tam przepiękne krajobrazy, zabytki i wiele atrakcji- nikogo taka wycieczka nie znuży.

      M⬅ y z mężem właśnie o takiej wycieczce miejskiej jednośladem po Amsterdamie marzymy,
      I⬅ szlaki rowerowe w tym mieście takim rowerem z wielką chęcią przemierzymy.
      E⬅ch tak tam wiele zabytków, muzeów, parków, kanałów - wszystkie warte odwiedzenia,
      J⬅ak mi się uda kochani to opiszę ową wycieczkę – to moje od dzieciństwa marzenia.
      S⬅pecjalnym numerem jeden na trasie zwiedzania będzie centrum miasta z wieloma zabytkami,
      K⬅ rólewski Pałac i Plac Dam– jak prawdziwi turyści będziemy jechali historii śladami.
      I⬅ do gabinetu figur woskowych Madame Tussaud zapewne zawitamy,

      C⬅ iekawą historię Amsterdamu w Muzeum Amsterdamskim poznamy.
      H⬅ istoria to również Pomnik Pamięci Ofiar II Wojny Światowej na placu- jego też zobaczymy,
      I⬅ o dom towarowy Bijenkorf na zakupy jak na kobietę przystało zahaczymy.
      L⬅ecz miasto zwiedzając trzeba również coś zjeść i wypić -by zregenerować siły,
      L⬅ iczę, że do jakiejś romantycznej kawiarni na kawkę i ciacho zaprosi mnie mój miły.

      M ⬅ ając sił wiele z nową energią znów na nasze środki transportu –rowery- wsiadamy,
      I⬅ Magere Brug najsłynniejszy most zwodzony przy rzece Amstel zwiedzamy.

      S⬅ zalony mój mąż jako fan architektury będzie chciał zobaczyć słynne amsterdamskie kanały,
      I⬅ ambitnie postaramy się zobaczyć ich jak najwięcej – mimo, że szklak ich jest niemały.
      E⬅ widentnie klimat dzielnicy małych kamieniczek – o nazwie Jordaan do zobaczenia mnie kusi,

      M⬅ iejskie, zabytkowe kościoły jak Westerkerk i Oude Kerk również każdy turysta zobaczyć musi.
      A⬅ i wstąpimy do Artis Zoo, które uchodzi za najsłynniejsze w Amsterdamie,
      R⬅ również ogród botaniczny, planetarium i muzeum geologiczne tyle atrakcji, ze brak czasu na nie.
      Z⬅ nany plac Lejdejski zobaczymy z jego wszelakimi atrakcjami, ale tam wybierzemy się o zmroku,
      Y⬅hmm… emocji jest wtedy mnóstwo, dech w piersiach zapiera od samego widoku.

      N⬅o można oczywiście tam odwiedzić kino, teatr czy kawiarnie – życie kulturowe się tam rozwija,
      A⬅ w takim miejscu się domyślam, czas niesamowicie szybko mija.

      L⬅ecz na miejskiej wycieczce nie zapomnijmy o miejscu, gdzie można kupić pamiątki dla każdego,
      E⬅ ch słynny bazar Albert Cuypmarkt – idąc tam zapewne zakupię coś dla rodziny drobnego.

      G⬅ warancja zadowolenia,wiele atrakcji i godnych uwagi miejsc jest w tym pięknym Amsterdamie,
      R ⬅ozmarzyłam się i mimo najszczerszych chęci wszystkiego opisać nie jestem w stanie.
      A⬅le mam nadzieję, że nieco przybliżyłam Wam Moi Drodzy nasze plany,
      N⬅ o i spełnić je prędzej czy później wspólnie z mężem w planach mamy.
      D⬅rodzy Moi jeśli bym owy konkursowy rower wygrała,

      V⬅ ivat, vivat będę najgłośniej jak potrafię wołała.
      I⬅ tak teraz mi jedynie pozostaje czekać na wyniki z niecierpliwością,
      R⬅ zecz jasna,pełna nadziei, będę czekać na spełnienie swych marzeń z radością.
      G ⬅dy wygram w konkursie �� to w połowie spełnię swe marzenia,
      I⬅ wkrótce odwiedzę mekkę rowerzystów jaką jest Amsterdam – i wyślę Wam pozdrowienia!
      N ⬅ o pewnie się zastanawiacie dlaczego piszę wierszem i tak rymuję?
      I ⬅ odpowiadam tak, ponieważ w kreatywnych odpowiedziach właśnie gustuję.
      A ⬅ w pierwszych literach dla Szanownego Jury niespodziankę szykuję !!!

      Adrianna
      e-mail: ada14071990@interia.pl
      W pierwszej odpowiedzi niestety ucieło początek- ten komentarz jest poprawny

      Delete
  107. Mój wymarzony dzień na rowerze miejskim, to taki dzień, który był wakacyjnym dniem dziesięć lat temu. Takich dni było wiele. Oczywiście wtedy nie marzyłam o spaniu w niedzielę do dziewiątej rano. Robiłam wcześnie rano make up. Zakładałam jeansowe spodenki i koszulkę, zabierałam ze sobą okulary i wodę, i tak się zaczynał mój weekend. Szybko podjeżdżałam rowerem po przyjaciółkę i później wszystko leciało z górki, dosłownie. Jazda na skróty nad zalew, stary młyn i co tam jeszcze nam przyszło do głowy. Duża porcja lodów, kto wtedy liczył kalorie. Wszędzie jeździło się rowerem. Na zakupy, do szkoły, koleżanek, rodziny. Ten wymarzony dzień różniłby się tylko nakryciem głowy i koszykiem, w który rower musi być wyposażony. Jako nastolatki jeździłyśmy z plecakami. Teraz nie wyobrażam sobie jazdy na rowerze bez kapelusza. Z samego rana powitałabym moją ukochana mamę, u której nie pamiętam kiedy ostatnio byłam sama. Ona zawsze wstaje wcześnie rano i robi przepyszne kruche ciasto w weekend. Po drodze zajrzałabym, do kwiaciarni po moje ukochane peonie. Cudownie by było tak jechać przez miasto z kwiatami w koszyku. Mam nadzieję, że mój mąż przywitałby mnie szampanem i zrobił masaż. Tak mógłby się zakończyć mój wymarzony dzień z rowerem i czekającym na mnie mężem. Każdy następny byłby zarezerwowany dla moich kochanych córeczek. Młodsza właśnie zaczyna swoją przygodę z rowerem.

    ReplyDelete
  108. Wymarzony dzień na rowerze…;)
    Wybrałabym się dużo dalej niż KOŁO mojego domu - najchętniej w miejsca, w których mogłabym podziwiać ŁAŃCUCHY górskie i zobaczyć rejony, które wycisnęłyby ze mnie łzy wzruszenia. Wielkim atutem takiej wycieczki byłoby spalenie mojej dolnej OPONY na brzuchu, która jest bardzo oporna na wszelkie moje prośby i błagania. Chciałabym spalić mnóstwo kalorii i zrobić z siebie SZPRYCHĘ :D. W RAMACH przerwy zatrzymałabym się na jakiejś cudownej zielonej polance, odpoczęła i nabrała sił na dalszą podróż, aby na jej MECIE uczcić dotarcie do celu LAMPKĄ czerwonego wina.
    Kto powiedział, że rowerem miejskim można jeździć tylko w mieście?:)
    Marta
    martaakcinaj@wp.pl

    ReplyDelete

  109. Mój pomysł na wymarzony dzień z rowerem z koszyczkiem z wykliny:
    Na głowie kapelusik, na nogach mokasyny,
    w koszyczku same moje ulubione przysmaki
    a dookoła mnie słoneczko, trawka i – maki :)
    Najpierw przejażdżka po lesie w towarzystwie śpiewu ptaków
    Potem odpoczynek na łące, z dala od zatłoczonych deptaków
    Na trawce pełnej kwiatów rozłożę koc w pasiaste wzory,
    na nim rozstawię talerzyk, chlebek i domowe przetwory
    taka pajda z domową konfiturą z malin i truskawek
    to mnie taki substytut dziecięcych zabawek!
    Mam takie marzenie, by być tam bez towarzystwa
    Chcę w pełni doznać ciszy, dźwięku świerszczy i – lenistwa
    Najlepiej by nikt mi nie przeszkadzał w mym odpoczywaniu
    Zasłużyłam na taki relaks po całorocznym pracowaniu!
    Taki dzień to me marzenie, to obrazek wręcz filmowy,
    A cały jego scenariusz mam, jak widać – gotowy!
    Wiem, co bym zrobiła, gdzie bym pojechała –
    Żebym ja tylko taki piękny rower miała!
    Byłaby to chwila zapomnienia w zagonionej codzienności
    A może to marzenie już wkrótce w mym życiu zagości? :)

    Aga
    agaczapiewska@gmail.com

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jakimś cudem zrobiłam literówkę w adresie email, no to jeszcze raz:


      Mój pomysł na wymarzony dzień z rowerem z koszyczkiem z wykliny:
      Na głowie kapelusik, na nogach mokasyny,
      w koszyczku same moje ulubione przysmaki
      a dookoła mnie słoneczko, trawka i – maki :)
      Najpierw przejażdżka po lesie w towarzystwie śpiewu ptaków
      Potem odpoczynek na łące, z dala od zatłoczonych deptaków
      Na trawce pełnej kwiatów rozłożę koc w pasiaste wzory,
      na nim rozstawię talerzyk, chlebek i domowe przetwory
      taka pajda z domową konfiturą z malin i truskawek
      to mnie taki substytut dziecięcych zabawek!
      Mam takie marzenie, by być tam bez towarzystwa
      Chcę w pełni doznać ciszy, dźwięku świerszczy i – lenistwa
      Najlepiej by nikt mi nie przeszkadzał w mym odpoczywaniu
      Zasłużyłam na taki relaks po całorocznym pracowaniu!
      Taki dzień to me marzenie, to obrazek wręcz filmowy,
      A cały jego scenariusz mam, jak widać – gotowy!
      Wiem, co bym zrobiła, gdzie bym pojechała –
      Żebym ja tylko taki piękny rower miała!
      Byłaby to chwila zapomnienia w zagonionej codzienności
      A może ten piękny dzień już wkrótce w mym życiu zagości? :)


      Aga
      POPRAWNY ADRES: agczapiewska@gmail.com

      Delete
  110. Czerwcowy dzień. Godzina szósta rano.
    Pierwsze promienie słońca zaglądające przez okno mobilizują mnie do wstawania.
    Szybki prysznic, owsianka i sok pomarańczowy.
    Przegląd lodówki, wyjmuje pojemniki przygotowane wieczorem na wycieczkę. Owoce i ciasto spakowane.
    I na rower! Pora na przygodę. Trasa wstępnie przygotowana. Po drodze zabieram przyjaciółkę z jej narzeczonym i swojego mężczyznę. Ponieważ nigdzie nie ma zapisu, że rower miejski jest tylko do miasta, nasza trasa prowadzić będzie przez wsie i lasy.
    Od 7 do 10 spokojnie pedałujemy, żeby znaleźć się 50 km pod Warszawą. Słońce, jeziora i ptaków śpiew. Można się poczuć jak na wczasach. Słońce praży, kapelusz na głowę, nos posmarowany. Po chwili przerwy nad wodą jedziemy dalej, z przerwami na zwiedzanie, picie wody, grę w badmingtona, piknikowanie i lody. :)
    Powrót - późnym wieczorem, po 140 km, ze zmęczonymi nóżkami i spalonym noskiem.
    Dzień idealny!
    (katarz.kucz@gmail.com)

    ReplyDelete
  111. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  112. Plan jest prosty. Pakuję do koszyka niezbędne rzeczy i stworzenia, w tym sowę, i zmierzam rowerem przez miasto na dworzec kolejowy. Tam, ufając bezgranicznie w moc mojego pojazdu, z impetem wjeżdżam na peron 9¾. Tym razem na pewno się uda i w końcu, po tylu latach starań, okaże się, że znalazłam sekretny sposób na dotarcie do Hogwartu.

    A jeśli nie... cóż, takim fajnym rowerem nie powstydzę się zajeżdżać również na teren Harvardu :)

    paulina.st91@gmail.com

    ReplyDelete
  113. Mój wymarzony dzień na rowerze miejskim będzie sentymentalną podróżą do przeszłości. Chodź minęło już wiele lat i zdążyłam wyrosnąć z mojego komunijnego roweru doskonale pamiętam te dni beztroskiego dzieciństwa pełne radości, spędzone na moim wymarzonym wtedy rowerze. Wiele bym dała, żeby cofnąć się do tamtych czasów i poczuć chociaż przez chwilę tą wyjątkową swobodę i dziecięcą beztroskę. Wymarzony dzień na rowerze miejskim będzie zainspirowany wspomnieniami z czasów mojego dzieciństwa, które na sama myśl wywołują uśmiech na mojej twarzy. Słonecznego letniego dnia wyruszyłabym na rowerową podróż do mojej rodzinnej miejscowości, w której jest wiele ciekawych miejsc wartych zobaczenia. Celem podróży będzie pobliskie jezioro, a po drodze odwiedzenie kilku sentymentalnych miejsc. Przejeżdżając obok podwórka obok mojego rodzinnego domu na myśl przychodzą mi ciepłe wiosenne i letnie dni spędzone w aktywny sposób z rówieśnikami. Wtedy każdy dzień był wyjątkowy, mogliśmy grać godzinami w różne gry oraz zabawy, a poczucie nudy było nam obce. Jadąc dalej na pewno zrobiłabym sobie krótką przerwę obok lasu gdzie znajduje się miejsce, w którym rozpalaliśmy nie jedne ognisko. W tym miejscu wiele lat temu towarzystwie dźwięku gitary i naszych przyśpiewek zajadaliśmy kiełbasy. Jadąc dalej, mijając las i piękne górskie widoki obowiązkowo musiałabym przystanąć obok mojego ulubionego drzewa z mirabelkami. Podczas rowerowych podróży z przeszłości zawsze tam stawałam i zbierałam mirabelki, z których moja mama robiła pyszny kompot. Oczywiście i tym razem musiałabym je zebrać. Gdy dotarłabym do celu, w końcu ujrzałabym widok z dzieciństwa, który utkwił w mej pamięci. Piękne jezioro otoczone lasem, na które pierwszy raz zabrali mnie moi rodzice. Wjechałabym na pomost i rozłożyła koc, a czas spędziłabym czytając ciekawą książkę oraz zajadając się zebranymi mirabelkami. Właśnie tak wyglądałby mój wymarzony dzień na rowerze.

    ReplyDelete
  114. W momencie gdy zobaczyłam ogłoszenie tego konkursu, zaświeciły mi się oczy! -Może to los daje Ci znak i w końcu się do Ciebie uśmiechnie, nie dość że wygrasz ten rower, który od miesięcy oglądasz na witrynie sklepu to w końcu będziesz mogła być z siebie dumna, bedziesz mogła sobie powiedzieć WCALE NIE MAM PECHA, NAWET JA MOGĘ COŚ WYGRAĆ I SPEŁNIAĆ MOJE MAŁE MARZENIA! Od razu zaczęłam się zastanawiać nad moją opowieścią o wymarzonym dniu na rowerze. Myślałam i myślałam, miałam mnóstwo pomysłów a wszystkie zatrzymywały sie na tym samym motywie.. moje dwie najwieksze miłości- narzeczony i Włochy. Zbierałam się i zbierałam , żeby opisac ten mój dzień ale ciągle mówiłam sobie- Nie nie nie. Musisz wymyśleć coś szalonego, kreatywnego. Przecież bardzo marzysz o tym rowerze, nie możesz go kupić ale możesz wygrać! Myśl dziewczyno, myśl. - powtarzałam sobie. Ale ciągle nie mogłam nic wymyśleć... dlatego dziś, na 10 minut przed końcem konkursu w końcu piszę. Piszę to co zawsze- to co myślę. Nie wymyśla, nie koloryzuje. Po prostu piszę to co zawsze jest w mojej głowie gdy bujam w obłokach. Mój dzień na rowerze byłby spędzony z narzeczonym, który także rowery kocha. Podróżowalibyśmy po tych pięknych , urokliwych i romantycznych miasteczkach Włoch (jak np. Massamaritima) podziwiająć tamtejsze życie, widoki i ten klimat... jedlibyśmy pyszną pizze i spaghetti, nie słony, włoski chleb i te pyszne lody, w sam raz na tamtejsze upały. Po prostu cieszylibyśmy się chwilą, mknąć uliczkami na naszych rowerach. W moim koszyku byłyby świeże kwiaty i owoce, na bagazniku ulubione ksiazki i koc na plażę.. co chwila stawalibyśmy robić zdjęcia by zatrzymać chwilę. A o zmroku kąpalibyśmy się w morzu, ciesząć się sobą i życiem. A to wszytsko z pomocą Le Grand. I w końcu byłabym spełniona i szczęśliwa, przy okazji uszczęsliwiając innych ludzi i zarażając ich moim optymizmem i radością życia. Tak... to moja definicja szczęśliwego dnia na Le Grand. Takie proste a takie piękne.. i niestety nie do zrealizowania bez wymarzonego Le Grand...


    kot_1996@wp.pl

    ReplyDelete
  115. Beautiful shots! Love everything about this outfit and the retro bike!

    ReplyDelete
  116. Stunning photos! Love your dress, the bike, and your sneakers!! Such a great post!!



    Amber
    All the Cute 🎀
    Today's Post: Crochet Details...

    ReplyDelete
  117. Have a wedding to go to this Summer and have nothing to wear? Let us make an outfit for you. Send us a picture of an outfit you would like to tailor-make or signup on http://stylecab.in and choose one. More details here: https://stylecabinrunway.com/2016/06/07/stylecabin-get-a-chance-to-tailormake-your-look/

    ReplyDelete
  118. Beautiful photos ohmygoodness. I love your lipstick and dress! I've saved one of these images to maybe stick on a future moodboard because it'd work well for photography inspiration c:

    Amy;
    Little Moon Elephant

    ReplyDelete
  119. śliczne te zdjęcia i ten rowerek ah <3

    ReplyDelete
  120. śliczne te zdjęcia i ten rowerek ah <3

    ReplyDelete
  121. OOOOOHHHHH MERI MERI MERIIIIII, LOOOOOOVE YOUR FLORAL DRESS WITH NO SOCKS KEDS, YOU ROCK GOING SOCKLESS KEDS, I LOOOOOOVE IIIIIIIT SOOO MUUUUUUCHHH DARLING, OOMFFFFFGGGGGGGGG I AM GOOONNAAAAAAAAAAAAA EEEEEEEEXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXPPPPLOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOODEEEEEEEEEEEEEEE PRETTY HARRRRDDDD!!! YOU ROCK THE LOOKS!!!!

    ReplyDelete